Z Głosu Floriańskiego
Żywiec - Zabłocie
Od dawnych czasów przyjmuje się, że byt każdej wspólnoty ludzkiej zależy od wielu czynników, ale przede wszystkim od przyjaznego nastawienia ludzi względem siebie. Współżycie z ludźmi czy to w rodzinie, grupie zawodowej, szkole czy w narodzie, staje się autentycznie ludzkie dzięki uprzejmości i życzliwości jej członków względem siebie.
    
    Według św. Tomasza z Akwinu  to przyjaźń jest pewną formą związku między osobami, który polega na odwzajemnionej miłości i życzliwości.
    
    Życzliwość i miłość do innych ludzi  usprawniana jest przez uprzejmość. Uprzejmość jest niezbędna, aby dobrze żyć z innymi. Ma ona wiele zalet. Nie tylko dobrze wpływa na tych, co nas otaczają, ale i na nas samych. Na poziomie emocjonalnym pomaga nam żyć w harmonii z innymi. To osobista postawa wymagająca dobrej woli. Uprzejmość to uznanie  i grzeczność wobec innych, to uniwersalna forma szacunku, dzięki której wypracowujemy dobre relacje w społecznościach, w których żyjemy. Małe, drobne codzienne gesty życzliwości zbliżają ludzi do siebie, czego nam tak dziś brakuje, zwłaszcza na poziomie Narodu. Te cnoty powodują, że człowiek szybko adoptuje się w nowym środowisku i jest przyjmowany z życzliwością. Brak znajomości zasad taktownego zachowania może skutkować  formami agresji społecznej. Może nawet hamować dojrzewanie emocjonalne młodego człowieka i powodować problemy współżycia społecznego. Winni o tym wiedzieć zwłaszcza rodzice, nauczyciele i wychowawcy, którzy mają za zadanie kształtować charaktery dzieci i młodych ludzi. Trzeba od wczesnego dzieciństwa uczyć dzieci podstawowych zasad grzeczności, uprzejmości i szacunku do drugiego człowieka, bo wpływa to na zgodne współżycie w danej wspólnocie.
    
    Dobre wychowanie kształtuje u dziecka życzliwość, uprzejmość i usłużność wobec innych. Jest to wyrazem szacunku do każdego człowieka, aby swoim zachowaniem człowiek nie naruszał dobrych obyczajów, z premedytacją lub nawet mimowolnie nie sprawiał przykrości drugiej osobie i nie zamącał spokoju. Cechą pomagającą w takim zachowaniu są delikatność i łagodność w kontaktach.
    
    Dziś często spotykamy się albo z obojętnością, albo z agresją. Agresja cechuje dziś życie wielu dorosłych choćby tylko za poglądy, ale także dzieci i młodzież. Tak rzadko ludzie potrafią popatrzeć na innych z uznaniem i szacunkiem. Przepełnia nas niechęć i uraza do innych, nie dostrzegamy dobra, natomiast zło potęgujemy w swych wyobrażeniach.
    
    A dzieci nas obserwują wnikliwie i naśladują. Coraz częściej słyszymy o agresywnych zachowaniach nastolatków wobec swego kolegi czy koleżanki, a nawet o ciężkich pobiciach, nie mówiąc już o wszechobecnym hejcie w Internecie i to tak w świecie dorosłych, jak i dzieci.
    
    Szkoła jest trudnym środowiskiem. Życie szkolne jest pełne emocji dobrych i złych, dodatnich ale też ujemnych przeżyć, bowiem jest to środowisko narażone na konflikty. Są tam osoby o różnych charakterach. Dzieci są przecież osobami nie ukształtowanymi tak emocjonalnie, jak i psychicznie. Więc wielkim wyzwaniem jest – mimo wszystko – zachowywać się tak, by nie prowokować innych i  samemu nie dać się sprowokować. Wykształcenie takich postaw wymaga wielkiej pracy i dużego taktu tak rodziców, jak i nauczycieli, zwłaszcza że dziś zasady moralne ulegają rozmyciu i są z góry przez nową kulturę relatywizmu odrzucane.
    
    Ogromną zmorą dziś jest używany język pełen wulgaryzmów. Używa się języka pełnego agresji, aby komuś dokuczyć, poniżyć go. I chyba już nikt nie wspomina, że język świadczy o kulturze człowieka. Brak delikatności i taktu powoduje ogromne dramaty młodych, zwłaszcza wrażliwych ludzi. Życzliwość i uprzejmość obowiązuje nawet w sytuacjach konfliktowych i trudnych.
    
    „Miłuj bliźniego, jak siebie samego” – te słowa zawierają głęboką mądrość serca, tak nam potrzebną dla rozwoju człowieczeństwa.

Zofia Bury
Nie ma chyba osoby spośród czytających te słowa, która nie odwiedziłaby  chociaż raz Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie Łagiewnikach. Do tego miejsca pielgrzymują miliony ludzi ze wszystkich kontynentów. Orędzie Miłosierdzia Bożego przekazał św. Siostrze Faustynie sam Pan Jezus. To ona została wybrana przez Pana Jezusa na sekretarkę i apostołkę Bożego Miłosierdzia. Pan Jezus obiecał jej, że Orędzie Miłosierdzia dotrze na krańce świata. Dziś jest już obecne na całym świecie i nadal się rozwija tak w wielkich miastach, jak i małych wioskach. Jest to krzyk tęsknoty za Bogiem, bo to ta tęsknota leży u podstaw niezwykłego zainteresowania orędziem, przekazanym przez św. S. Faustynę.
    
    Ze względu na rozszerzający się kult Bożego Miłosierdzia powstało sanktuarium w Łagiewnikach. Świątynia ma bogatą symbolikę związaną z orędziem. Człowiek wchodzący do kościoła jest pogrążony w mroku, ale jego  wzrok kieruje się dzięki światłu na dwa punkty – ołtarz z tabernakulum i konfesjonał, bo to stamtąd promienieje obecność Boga. Świątynia ma kształt elipsy, która symbolizuje wędrujący Kościół i poszukiwanie sacrum. Tabernakulum ma kształt kuli ziemskiej otoczonej aureolą. W ołtarzu znajduje się rzeźba targanego wichrem krzewu, który symbolizuje człowieka – wątłą trzcinę, targaną grzechem i przeciwnościami, ale szukającą wzrostu i sił przy tabernakulum, u stóp ołtarza z podpisem: „Jezu, ufam Tobie”.
    
    Ktoś powiedział, że nie są te czasy złe, w których dzieje się wiele zła, ale czasy, w których nie ma ludzi wołających o miłosierdzie. W Łagiewnikach, i w tysiącach sanktuariów Bożego Miłosierdzia w świecie, trwa nieustanne wołanie o miłosierdzie Boże. Dokonują się tam cudowne uzdrowienia oraz nawrócenia, a także wiele łask otrzymują ci, którzy przed obrazem z napisem „Jezu, ufam Tobie” odmawiają koronkę do Miłosierdzia Bożego, zanoszą swe ufne modły, zwłaszcza łącząc się w modlitwie w Godzinie Miłosierdzia.
  
     Kult Bożego Miłosierdzia według widzeń s. Faustyny czekał kilkadziesiąt lat na oficjalne uznanie przez Kościół. Św. Jan Paweł II wcześniej jako biskup krakowski, a potem jako papież przyczynił się do szerzenia tego kultu. To On beatyfikował, a potem kanonizował s. Faustynę, ogłosił Drugą Niedzielę Wielkanocną jako Święto Miłosierdzia Bożego, wreszcie w 2002 roku dokonał uroczystego aktu zawierzenia świata Bożemu Miłosierdziu. Apelował też do nas o wyobraźnię miłosierdzia.
    
    Według św. Jana Pawła II miłosierdzie  „w swoim właściwym i pełnym kształcie objawia się jako dowartościowanie, jako podnoszenie w górę, jako wydobywanie dobra spod wszelkich nawarstwień zła, które jest w świecie i w człowieku”.
    
    Miłosierdzie to miłość świadczona temu, kto potrzebuje ratunku, przychodzenie z pomocą, odczuwanie cudzej biedy. To nie musi być bieda materialna – pomoc okazana głodnemu, bezdomnemu, choremu, ale również towarzyszenie komuś w samotności, pomoc w wyjściu z nałogu, pomoc w przezwyciężaniu pokusy aborcji, chęci zemsty. Miłosierdzie to podanie ręki temu, kto zwątpił w sens życia, zagubił się na ścieżkach życia, utracił wiarę.
    
    Człowiek jest zdolny do czynienia miłosierdzia, bo sam doznaje go od Boga, który jest Miłością i Miłosierdziem, bo otrzymuje tę łaskę od Boga, ale też od ludzi. Ludzkie miłosierdzie jest czasem naznaczone różnymi cieniami, nawet wypaczeniami. Mogą te uczynki być motywowane tym, aby się komuś przypodobać, aby nas ludzie podziwiali. Może to więc być hipokryzją tych, co czynią miłosierdzie, ale też cynizmem tych, którym miłosierdzie jest świadczone.
    
    Choć miłosierdzie może być ułomne, skażone wadami, to jednak jest konieczne i bez niego świat byłby okrutny. Dlatego powstaje wiele instytucji świadczących miłosierdzie – hospicja, jadłodajnie dla ubogich, noclegownie dla bezdomnych, różne fundacje i organizacje pozarządowe świadczące pomoc. I każdy ma wiele możliwości, aby się włączać w tę pomoc i świadczyć miłosierdzie innym.  Niech miłosierdzie czynione przez nas będzie prawdziwe.

Zofia Bury
Niektórzy wieszczą o ostatecznym upadku Kościoła. Podburzają innych do nienawiści do Kościoła i opuszczania szeregów wiernych. Kryzys jest widoczny, ale nie jest on niczym nowym w Kościele. Można powiedzieć, że na przestrzeni wieków występował on nieustannie. Przez całą swoją historię Kościół borykał się ze schizmami i herezjami. Fale destrukcji ogarniały Kościół od zewnątrz i od wewnątrz. Kościół zmagał się z arianizmem, z marksizmem i freudyzmem, anarchizmem, z wpływami władców i bieżącej polityki, z modernizmem i z doktrynami ateistycznymi. Dziś niszczą Kościół fale laicyzmu XX i XXI w. Niektórzy wieszczą nadejście czasów ostatecznych. O Kościele wypowiadają się często autorytety naukowe, ignorujące podstawowe fakty o nim. Ale Kościół ma niezwykłą zdolność odradzania się z kryzysów. Może o tym na przykład świadczyć fakt, że po katastrofie cywilizacyjnej, jaką był upadek  cesarstwa zachodniego , Kościół wydał tak wiele wybitnych postaci (w. VI – VII ). Dziś widać w narodach straszliwe spustoszenie intelektualne, kulturowe, duchowe, odejście od obiektywnej prawdy i od Boga. Ale historia mówi nam, że ten czas minie i Kościół się odrodzi z większą mocą.
    
    Słowo „Kościół” oznaczało pierwotnie „zgromadzenie ludu”, tyle że zgromadzenie niezwykłe, bo zgromadzenie ludu zwołanego przez Chrystusa. Kto więc przychodzi na to zgromadzenie, złożone, a nawet kierowane przez grzesznych ludzi, dobrowolnie przyjmuje naukę Chrystusa, Jego odkupieńczą śmierć i Zmartwychwstanie, także nadprzyrodzony charakter tej instytucji. W co więc wierzymy jako chrześcijanie przybyli na to zgromadzenie?  Dziś często usłyszymy od ludzi, że wierzą w Boga , ale nie w księży. I tu całkowita zgoda, ale jeśli ktoś powiada, „wierzę w Boga, ale nie w Kościół”, to już chyba nie jest chrześcijaninem. Kościół ma swoje instytucje i jak wiemy, jakość instytucji zależy w dużej mierze od cnót ludzi sprawujących w nich władzę, a jako że człowiek nie jest doskonały, to i instytucje nie są doskonałe, tak zresztą, jak w każdej dziedzinie naszego życia. Ale siłą Kościoła jest Chrystus i Eucharystia, i Słowo Boże.
    
    Podstawą wiary chrześcijańskiej jest wyznanie wiary. Najstarszy jej zapis pochodzi prawdopodobnie z początku III wieku, zawiera ono między innymi słowa „wierzę w święty Kościół powszechny”. Sobór Nicejski I z 381 roku uzupełnił je o słowa „jeden” i „apostolski” podkreślając jego jedność i tradycję apostolską. Wierzymy więc, że apostołowie i ewangeliści wiernie przekazywali nam słowa Chrystusa, także te, które mówią o genezie Kościoła. Kościół jest jeden ze względu na swoje źródło. Rozłamy, które nastąpiły w ciągu całej historii Kościoła, są efektem grzechu, który miał miejsce po różnych stronach konfliktów.
    
    Kościół jest święty ze względu na świętość samego Założyciela, ale jest zgromadzeniem ludzi, którzy są grzeszni. Kościół jest powszechny, bowiem został posłany przez Chrystusa do całego rodzaju ludzkiego. Wierzymy więc, że mimo wszystkich błędów i grzechów ludzi Kościoła Chrystus jest w nim obecny, tak jak obecny jest w Eucharystii.
    
    Kościół to więc nie tylko mury, instytucje i obrzędy, to nie tylko my, ale to także Słowo Boże. Zakusy na zniszczenie Kościoła trwały od jego powstania, ale Chrystus nie pozwolił go zniszczyć. Stąd też wiara, że i dziś nie pozwoli go zniszczyć, lecz wyjdzie z tych prób umocniony. Każdy z nas jest powołany, by na swój sposób nie tylko bronić Kościoła, ale i budować go mądrym słowem i odpowiedzialnym działaniem w duchu miłości Chrystusa. Drogą Kościoła jest bowiem krzyż Chrystusa – odkupieńcza ofiara Syna Bożego i jedyne wytłumaczenie sensu cierpienia, oraz Wielkanoc – symbol nadziei zmartwychwstania.
  
     Trwający blisko 27 lat pontyfikat św. Jana Pawła II był czasem wielkiego wzrostu Kościoła, intensywnej ewangelizacji, dbałości o czystość doktryny, a także kształtowania i popularyzowania żarliwych form pobożności. Nie pozwólmy na zmarnowanie wielkiego dziedzictwa naszego Rodaka w naszej Ojczyźnie.
    
    (Na podstawie książki Wojciecha Roszkowskiego „Historia chrześcijaństwa")

Zofia Bury
Kończy się Wielki Post. Przed nami Wielki Tydzień, którego apogeum stanowi Tridum Paschalne. W te dni w szczególny sposób nasze myśli winny być skierowane w kierunku Golgoty i Bolesnej Męki naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa.
    
    Cierpienie i śmierć Zbawiciela to dramat, bo dotyczy samego Boga. W owych chwilach o tym dramacie świadczyło choćby to, że zatrzęsła się ziemia i zaćmiło słońce, o czym wspomina Ewangelia. Ale dla wielu to nie były znaki historycznego wydarzenia. Podobnie jest dzisiaj. Narody ignorują to historyczne wydarzenie, traktując koniec Wielkiego Tygodnia jak każdy inny weekend roku, czyli okazję do odpoczynku i zabawy.
    
    Pan Jezus podczas objawień w Paray-le-Monial skarżył się św. Małgorzacie Marii Alacoque na obojętność ludzi wobec Jego Ofiary Krzyżowej, złożonej dla naszego zbawienia. Mijają wieki, zmienia się oblicze świata, ale ta skarga jest zawsze aktualna, ta obojętność na cierpienie Chrystusa jest jeszcze większa, a niewdzięczność zatrważająca. Rozważanie Jego zniewag, cierpień, osamotnienia, śmierci przypomina nam o nieskończonej miłości Boga do człowieka. Ukazuje ponadto sens cierpienia i daje moc do znoszenia wszelkich przeciwności i utrapień dnia codziennego.
    
    Dni Wielkiego Tygodnia dobrze przeżyte mogą dokonać uporządkowania naszego świata wartości, odkrycia jego wewnętrznego porządku. Jest to dziś bardzo potrzebne, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
    
    Człowiek może dobrze funkcjonować  tylko wtedy, gdy uporządkowane są w nim wszelkie relacje. Jakiekolwiek naruszenia tego porządku w nas, zaprogramowanego od początku istnienia człowieka, prowadzi do porażki życiowej, zatracenia sensu.
    
    Dzisiejszy świat ciągle wymyka się nam spod kontroli mimo buńczucznym często zapewnieniom, że człowiek już wszystko może. Ale jest to świat, który coraz częściej nie potrafi określić swojej tożsamości i celu. Szansą na odkrycie w sobie i w świecie pewnego porządku i piękna, na odczytanie w nim obecności Tego, który go stworzył, uporządkował, nadał bieg czasowi i przedmiotom według zasad odwiecznej mądrości – którą dziś niektórzy z takim upodobaniem demolują, rozmontowują, nazywając to koniecznym postępem – jest pełne pokory zbliżenie się do cierpiącego Pana, rozmyślanie Męki Pańskiej i próba zrozumienia krzyża.
    
    Chrystus na Drodze Krzyżowej upada, ale powstaje silniejszy od nienawiści i pogardy tłumu i żołnierzy, i zaprasza nas do takiej drogi przez życie, do zwyciężania zła dobrem.  Ci, co dziś próbują demontować porządek wartości pokazują, jak silne, bezwzględne i zuchwałe jest zło i jak bardzo mu dziś zależy na tym, aby wykluczyć prawdę o życiu i celu.
    
    Warto w tym ostatnim tygodniu Wielkiego Postu przejść Drogą Krzyżową z Chrystusem, odczuć, jak wielki jest ciężar przymusu, upokorzenia, poniżenia godności człowieka, samotności, zdrady. Ale Jezus dźwigając się z upadków chce wlać w nas nadzieję, że w życiu nie ma sytuacji bez wyjścia. To też jest pocieszające przesłanie Wielkiego Tygodnia.
    
    Uciekamy przed cierpieniem, nawet najmniejszym. Ale dzisiejszego człowieka spotyka większy ból niż ten fizyczny – to ból sumienia. Ból chorej duszy ludzie chcą ugasić alkoholem, różnymi używkami, ucieczką od życia, a nie chcą sięgać do miłosierdzia, którego znakiem są strumienie krwi i wody wylane z Serca Jezusowego. To adoracja Krzyża przypomina o ich uzdrawiającej mocy.
    
    Św. Siostra Faustyna pisze w Dzienniczku: „Jezus mi powiedział, że najwięcej Mu się przypodobam przez rozważanie Jego Bolesnej Męki i przez to rozważanie wiele światła spływa na duszę moją. Kto chce się nauczyć prawdziwej pokory, niech rozważa Mękę Jezusa. Kiedy rozważam Mękę Jezusa, to mi przychodzi jasne pojęcie wielu rzeczy, których przed tym zrozumieć nie mogłam” (Dz. 267).
    
    „Rozważanie Męki Pańskiej jest prawdziwą szkołą miłości, najsłodszą pobudką do gorliwości”- mówi Franciszek Salezy.

Zofia Bury
„Życie jest dobrem. Tego dobra nie wolno odbierać. Należy chronić każde życie, bez wyjątków.”
    
    W 2022 roku z powodu aborcji na całym świecie życie straciło co najmniej 44,3 mln dzieci. Prawie 2 mln więcej niż rok wcześniej. Dane zapewne nie uwzględniają aborcji dokonywanych np. przy użyciu środków wczesnoporonnych. Z każdym rokiem morze krwi nienarodzonych dzieci jest coraz rozleglejsze. Jak ma przetrwać świat, który nie szanuje życia?
    
    Jesteśmy świadkami wielkiego starcia o charakterze kulturowym i cywilizacyjnym – i to w skali globalnej. W jego centrum znalazło się życie dziecka nienarodzonego. Już św. Jan Paweł II mówił o zmaganiu się cywilizacji śmierci z cywilizacją życia. U niektórych ludzi już sam widok plakatu przedstawiającego dziecko w łonie matki wywołuje złość, agresję i chęć niszczenia. Zwolennicy cywilizacji śmierci nienarodzone jeszcze dziecko przedstawiają jako największe zagrożenie i zło dla każdej kobiety i rodziny, a także jako działanie na „szkodę” planety i klimatu. WHO jako organizacja światowa bardzo agresywnie lansuje aborcję. Dziś zwłaszcza młodzież ulega mocno takiej presji ideologów globalizmu.
    
    W minionym czasie przez całe wieki pojawienie się dziecka uważano jako przejaw Bożego błogosławieństwa. Dziś mamy do czynienia z upadkiem duchowym i moralnym narodów Europy i świata.
    
    Faktem jest, że najwięcej aborcji dokonuje się w krajach wysoko rozwiniętych, bogatych, w krajach, które szczycą się tym, jak wielką pomoc medyczną i finansową kierują do państw biedniejszych. Istnieje jednak nacisk, aby te pieniądze w dużej mierze były przeznaczane na antykoncepcję w myśl założeń, że jeśli będzie mniej ciąż, to będzie też mniejsza umieralność matek. Ale to nie tędy droga. Nie po to przecież rozwijamy medycynę, aby zabijać, lecz po to, aby komplikacji okołoporodowych było jak najmniej. Rozwiązaniem na pewno nie jest aborcja.
    
    Liczba aborcji jest dowodem na potężny problem kulturowy naszych czasów. Większość aborcji na świecie jest wykonywana na życzenie rodziców, a najczęściej matek nawet bez wiedzy ojca, aby pozbyć się „kłopotu”. Drugą przyczyną jest podejrzenie o chorobę lub niepełnosprawność.
    
    Życie jest darem. Bezcennym, choć kruchym. Najpiękniejszym, choć czasem trudnym do przyjęcia. Czasem może się wydawać nie w porę. Naszym zadaniem jest pomóc wszystkim rodzicom w przyjęciu ich dziecka takim, jakie ono jest.
    
    Papież Franciszek pisze: „Każde nowe życie pozwala nam odkryć najbardziej bezinteresowny wymiar miłości, nieustannie nas zadziwiający.(…) Jednak wiele dzieci od początku jest odrzucanych, są opuszczane, okradane z dzieciństwa i przyszłości. Niektórzy – jakby na usprawiedliwienie -  ośmielają się mówić, że błędem było wydanie ich na świat. To haniebne. (…) Na co nam uroczyste deklaracje praw człowieka i praw dziecka, jeśli potem karzemy dzieci za błędy dorosłych? Jeśli dziecko przychodzi na świat w niechcianych okolicznościach, to rodzice i inni członkowie rodziny powinni uczynić wszystko, co w ich mocy, aby je przyjąć jako dar Boży i podjąć odpowiedzialność, aby je przyjąć z otwartością i miłością. Bo kiedy chodzi o dzieci, które przychodzą na świat , żadne poświęcenie dorosłych nie będzie uważane za zbyt kosztowne lub zbyt wielkie, aby nie dopuścić do tego, by jakieś dziecko myślało, że jest pomyłką, że nie jest nic warte i że zostało wystawione na zranienie życiowe i przemoc ludzi.(…)”
    
    Spadek liczby ludności, spowodowany współczesną mentalnością „zdrowia reprodukcyjnego” nie zapewnia już zastępowalności pokoleń, grozi z czasem doprowadzeniem do zubożenia gospodarczego państw i utraty nadziei na dobrą przyszłość. Niektóre kraje już przeżywają dramat bardzo niskiego wskaźnika urodzeń. Również w Polsce wskaźnik dzietności od wielu już lat nie zapewnia naturalnej zastępowalności pokoleń. Według ostatniego spisu ludności zmniejszyła się, i to aż o  1,21 mln liczba małżeństw posiadających dzieci. Ten znaczący spadek  budzi duży niepokój.  Mentalność młodego pokolenia przesiąknięta kulturą konsumizmu i egoizmu, coraz częściej rezygnuje z macierzyństwa, a także z zakładania stałych rodzin. Jeśli nie zmieni się takiego podejścia i nie stworzy atmosfery przyjaznej rodzinom i macierzyństwu, nie poprawi się sytuacja demograficzna kraju. Trzeba zadbać o zmianę postaw, by rodzina była akceptowana, promowana i doceniana.
    
    Głośmy więc EWANGELIĘ ŻYCIA.

Zofia Bury
"Trzeba modlić się o to orędownictwo; jest ono ustawicznie potrzebne Kościołowi nie tylko dla obrony przeciw pojawiającym się zagrożeniom, ale także i przede wszystkim dla umocnienia go w podejmowaniu zadania ewangelizacji świata (…). Niech św. Józef wyprasza Kościołowi i światu, każdemu z nas, błogosławieństwo Ojca i Syna i Ducha Świętego". ( Św. Jan Paweł II  („Redemptoris Custos”)
    
    W ostatnich latach wobec coraz bardziej narastających trudności Kościół kieruje swą myśl ku św. Józefowi, odkrywając, jak bardzo Jego orędownictwo i opieka mogą być dla wierzących wsparciem i pomocą.
    
    Ponad półtora wieku temu, 8 grudnia 1870 r. bł. Pius IX ogłosił św. Józefa opiekunem Kościoła Powszechnego, zawierzając mu Kościół  przeżywający różnorodne trudności, między innymi prześladowania chrześcijan  i nowe prądy ideologiczne, które niszczyły wiarę.
    
    2021 rok był rokiem św. Józefa, a na jego zakończenie Episkopat Polski zawierzył św. Józefowi w Sanktuarium w Kaliszu sprawy Kościoła i Ojczyzny.
  
     Św. Józef to święty na współczesne czasy. Ludzie się do niego uciekają, bo stanowi on antidotum na współczesny kryzys męstwa i dobrego przeżywania męskich powołań. On jest wzorem, który prowadzi do Boga i pomaga kształtować właściwe postawy wśród mężczyzn i ojców.
    
    Dziś w tych trudnych czasach walki o małżeństwo, rodzinę i ochronę naszych domów, rola i misja św. Józefa nabiera szczególnego znaczenia. Św. Józef był całkowicie skupiony na tym, by chronić i dawać poczucie bezpieczeństwa Maryi i Jezusowi. To powinno być dziś fundamentem dla każdego mężczyzny – opieka i bezpieczeństwo dla rodziny.
    
    Przywoływana jest często cichość, milczenie św. Józefa. To niezwykły wzór na nasze czasy. Świat obecnie jest jednym wielkim hałasem od rana do wieczora – Internet, smart fon, telewizor. Zasypiamy i budzimy się w tym hałasie, ale nawet  żyjąc w tak burzliwym świecie, można być całkowicie zanurzonym w Bogu – jak św. Józef – byle skupić się na tym, co najważniejsze, budować zdrowe więzi rodzinne i bezpieczeństwo.
    
    Stygmatyczka Marta Robin mówiła, że patronem Kościoła trzeciego tysiąclecia będzie św. Józef, bo on stanie do obrony małżeństwa i każdej rodziny, która mu zawierzy.
  
     Bóg stworzył rodzinę  jako komórkę społeczną, opartą na jedności, nierozerwalności, wierności i płodności. Kiedy rodzina jest zdrowa, to całe społeczeństwo jest w dobrej kondycji i na odwrót. Dziś również religijność rodziny jest chora, słaba, wyczerpana. Stąd rozwody uznawane są za „prawo” i „zdobycz” naszych czasów. Instytucja małżeństwa zanika. Posiadanie dzieci jest postrzegane jako zawada. Rozkład społeczeństw jest widoczny. Dlatego tak potrzebny jest dziś wzór św. Józefa, aby uczyć się od niego jak żyć i służyć Bogu i rodzinie.
    
    Św. Józef może nam przyjść z pomocą w najróżniejszych potrzebach. Znany jest ze szczególnego wsparcia w problemach rodzinnych, kłopotach finansowych i związanych z pracą, czy w trudnej sytuacji mieszkaniowej; pomaga także wytrwać w cnotach, broni przed niebezpieczeństwami oraz jest patronem dobrej śmierci.
    
    Dziś członkowie Apostolstwa Dobrej Śmierci gromadzą się na mszy. św. ku czci św. Józefa – Patrona Dobrej Śmierci, powierzając się jego opiece na godzinę śmierci. Św. Józef, który tak dobrze poznał, czym jest udręka, przychodzi z pomocą temu, kto go wzywa za życia i w godzinie śmierci. Całe nasze życie usłane jest cierpieniem, jednak największy ból człowiek odczuwa w godzinie śmierci. Nieustannie w życiu potrzebujemy ochrony, która pomoże przeżyć wszelkie próby i strapienia codzienności, ale najbardziej jest ona potrzebna w ostatnich momentach życia, dlatego pójdźmy do Józefa. Jeżeli uwierzymy w jego moc, nasz szturm modlitewny wyda wspaniałe owoce.
   
    - Św. Józefie, miłośniku Jezusa i Maryi, uproś mi tę łaskę, abym coraz goręcej, z całego serca kochał Twego przybranego Syna i Jego dziewiczą Matkę.-
    
    - Św. Józefie, któryś skonał na rękach Jezusa i Maryi, uproś mi łaskę szczęśliwej śmierci. Niech Jezus i Maryja towarzyszą mi w chwili konania, a ostatnimi moimi słowami niech będą najsłodsze Imiona: Jezus, Maryja i Józef. Amen.

Zofia Bury