Z Głosu Floriańskiego
Żywiec - Zabłocie
„To jest chleb, który z nieba zstępuje: kto go spożywa, nie umrze. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata (….)" -  Słowa Jezusa Chrystusa.
  
     Każdego dnia na milionach ołtarzy całego świata za sprawą słów wypowiadanych przez człowieka – kapłana dokonuje się wielki cud – chleb i wino stają się Ciałem i Krwią Chrystusa.
    
    Urokliwe miasteczko Bolsena położone jest nad jeziorem Lago di Bolsena we włoskim Lacjum. Niegdyś było to miasto ważnym centrum życia społecznego i kulturalnego. W mieście tym znajduje się kościół poświęcony św. Krystynie męczennicy – Santa Cristina.  Jest w nim pochodzący z VIII w. ołtarz, przy którym wydarzył się słynny cud bolseński.
    
    Niewiara w obecność Chrystusa ukrytego w Hostii konsekrowanej występuje nie tylko dziś, ale towarzyszyła ludziom przez wieki, bo Chrystus na ogół pozostaje w Hostii ukryty. Czasem jednak dzieje się inaczej. W 1263 r. przeżywający kryzys wiary ksiądz Piotr z Pragi, odbywający pielgrzymkę pokutną, zatrzymał się w Bolsenie, aby odprawić Mszę świętą . W chwilę po wypowiedzeniu słów konsekracji popłynęła z niej krew. Kapłan najpierw się ogromnie przeraził, ale po chwili przerwał Mszę św., zabezpieczył relikwię i wysłał wiadomość do sąsiedniego Orvieto, gdzie w tym czasie przebywał papież Urban IV. Kazał on przede wszystkim dokładnie zbadać fakty i wiarygodność kapłana. Posłał do Bolseny biskupa Orvieto Giacomo Maltragę, by wysłuchał świadków – uczestników tej Mszy św. oraz przeanalizował ślady cudu. Dochodzenie wykazało, że na korporale znajduje się prawdziwa krew pochodząca z Hostii. Biskup otrzymał polecenie przewiezienia korporału i Hostii do Orvieto. Papież wyszedł z miasta naprzeciw na czele uroczystej procesji. Klęcząc i płacząc ze wzruszenia ujął korporał z Hostią i ukazał relikwię zgromadzonym wiernym. Na pamiątkę tamtego wydarzenia do dziś odprawia się w Kościele procesje na Boże Ciało. Relikwie z Bolseny złożono w kościele w Orvieto, gdzie została wybudowana katedra, która jest tam do dziś, a niezwykłą relikwię można obecnie czcić w bocznej kaplicy katedry.
    
        Pod wpływem cudu bolseńskiego papież Urban IV poprosił św. Tomasza z Akwinu, który podobno był w tym czasie w Orvieto, o napisanie tekstów liturgicznych ku czci Najświętszej Eucharystii jako Ciała Pańskiego. W ten sposób powstał słynny hymn zaczynający się od słów: „Sław, języku, tajemnicę Ciała i najdroższej Krwi/ którą jako Łask Krynicę wylał w czsie ziemskich dni /  Ten, co Matkę miał Dziewicę, Król narodów godzien czci”.  Ostatnie zwrotki tego hymnu śpiewamy do dziś przy wystawieniu Najświętszego Sakramentu: „Przed tak wielkim Sakramentem upadajmy wszyscy wraz, ….”.
    
    Święto Bożego Ciała ustanowił papież Urban IV specjalną bullą 11 sierpnia 1264 roku. Ale już w 1246 r. w kościele brabanckim obchodzono święto Sakramentu Ołtarza na skutek wizji św. Julianny z Cornillon – augustianki.
    
    Święto Bożego Ciała upowszechniało się powoli, bo następcy Urbana IV nie pilnowali zbyt gorliwie tego, dopiero papież Klemens V w 1314 r. nakazał obchodzenie go w całym Kościele. W diecezji krakowskiej upowszechnił go bp Nanker w 1320 r., a w całej Polsce sto lat później po soborze w Konstancji.
  
     W 1978 r. w katedrze w Orvieto papież Jan Paweł II wygłosił homilię na zakończenie XLI Kongresu Eucharystycznego.
    
    Cuda Eucharystyczne zdarzają się do dziś. Znamy te dawne, jak w Lanciano ok. 700 r., w Ołomuńcu w Czechach w 1242 r., w Paryżu w 1274 i 1290 r., w Sienie w 1330 r., w Awinionie w 1433 r., i w wielu innych miejscach świata, ale i te współczesne m.in. w Sokółce w 2008 r. i w Legnicy w 2013 r. Takich miejscowości w całym świecie wymienionych jest w Wielkiej Karcie Cudów Eucharystycznych 132. Cuda Eucharystyczne mają nam pomóc uwierzyć w obecność Chrystusa w konsekrowanej Hostii, ukazują Eucharystię jako centrum życia i serce Kościoła.
    
    ( Na podstawie książki W. Roszkowskiego „Historia chrześcijaństwa”)

Zofia Bury
„A kto by jedno takie dziecko przyjął w imię moje, Mnie przyjmuje” (Mt 18, 5).
  
     Słowa te skłaniają do refleksji nad sytuacją dzieci w świecie. Każą zastanowić się, w jaki sposób traktowane są dzieci w naszych rodzinach, w społeczeństwie, w świecie.
    
    Pan Jezus daje nam za przykład dziecko, abyśmy, chcąc być Jego uczniami, stali się jak dzieci. Małe dzieci są ufne, szczere, bezpośrednie, nie ma w ich postępowaniu pozy, zakłamania, wyrachowania.  Negatywne cechy nabywają ucząc się ich od dorosłych. Dorośli nie zawsze zdają egzamin z wychowania dzieci, nie dają dobrego przykładu, ale też trudności życiowe dzieci wymuszają u nich sposoby radzenia sobie samemu.
    
    Z ogromnym szacunkiem trzeba odnieść się do rodziców, którzy biorą odpowiedzialność za rodzinę, niekiedy wielodzietną, którzy nie przedkładają poszukiwania sukcesu zawodowego i kariery ponad wychowanie dzieci, przekazują im wartości ludzkie i religijne, które nadają prawdziwy sens istnieniu.
    
    Wiele rodzin podejmuje się wychowania dzieci przeżywając ogromne trudności i tylko dzięki pomocy krewnych, ludzi dobrej woli i różnych organizacji charytatywnych i instytucji pomocowych są w stanie podołać zadaniom.
    
    Sytuacja dziecka, zwłaszcza w naszym kraju, wydaje się być dziś stabilna i korzystna. Stwarza się możliwości rozwoju dziecka, zapewnienia mu określonych warunków życia, dóbr materialnych, edukacyjnych i zdrowotnych. Tak ze strony rodzin, jak i państwa dziecko ma zagwarantowane warunki do rozwoju fizycznego, intelektualnego i psychicznego. Większość rodziców robi wszystko, aby ich dzieci miały zagwarantowane prawidłowe, najlepsze warunki życia i rozwoju i są gotowi nawet na duże wyrzeczenia, aby zrealizować te cele. Czasem robią nawet więcej niż to jest potrzebne, wyręczając dziecko z obowiązków domowych, do których winno być przyuczane dla jego dobra. Bywa też, że zbyt troszczą się o wysoki standard życia, zaniedbują wychowanie. Tymczasem, jak ktoś powiedział, dodatni wpływ na dziecko jest ważniejszy niż nauka abecadła.
    
    Ale sytuacja dziecka nie jest aż tak dobra, jakby się wydawało. Wiele dzieci cierpi z powodu braku miłości i zainteresowania najbliższych. Miliony dzieci cierpi z powodu wojen i przemocy, braku jedzenia i wody, przez wymuszoną emigrację i wiele innych form niesprawiedliwości istniejących w świecie.
    
    Od ponad roku obserwujemy rozłączenie rodzin ukraińskich z powodu wojny i przymusową emigrację. Wiele z tych dzieci, które dziś zamieszkały u nas i w innych krajach Zachodu, nie ma już domów, szkół, do których chodziły, przedszkoli, może także ojców i innych członków rodzin. Najeźdźca zabrał im w jednej chwili dzieciństwo. Tysiące dzieci deportował do swego kraju okłamując je, że rodzice ich nie chcą, pozbawiając je domu, rodziny, rówieśników, ojczyzny. To barbarzyństwo XXI wieku.
    
    Ale nie tylko wojny pozbawiają dzieci tak potrzebnego im bezpieczeństwa i dobrych warunków rozwoju. W wielu krajach szerzy się ubóstwo, które dotyka coraz większych mas społeczeństw. Globalizacja gospodarki pogłębia przepaść między bogatymi i biednymi. Ludzie bogaci stają się coraz bogatsi, a szerokie kręgi społeczeństw biednieją. Liberalny świat nie chce się dzielić z biednymi, pomoc rodzinom uważają za rozdawnictwo. Ubóstwo zawsze dotyka w szczególny sposób najbardziej bezbronną część społeczeństw, czyli dzieci. Również rozluźnienie się więzi małżeńskich, rodzinnych i międzyludzkich niesie wielką krzywdę dla dzieci.
    
    W niektórych krajach zwłaszcza słabo rozwiniętych brak odpowiedniego systemu opieki społecznej oraz negatywne uwarunkowania kulturowe są przyczyną biedy i głodu.  W wielu krajach świata istnieje zjawisko „dzieci ulicy”. Szacuje się, że takich dzieci na świecie może być nawet 150 milionów. To są dane podane przez UNESCO. Są wśród nich dzieci, które dzień spędzają na ulicy szukając pożywienia, zarabiając na życie, a na noc powracają do domu.  Ale są i takie, które nieustannie przebywają na ulicy.
  
     Mówiąc o dzieciach ulicy, myślimy o Afryce, Azji czy Ameryce Południowej.  Bardzo zdziwiłam się jednak, gdy trafiłam na raport Rzecznika Praw Dziecka z 2013 roku. Według raportu w Polsce było ok. 60 tysięcy dzieci ulicy. Bezdomność ta jest rozumiana nie tylko jako brak miejsca mieszkalnego, ale też zjawisko ucieczek z domu z powodu braku należytej opieki ze strony dorosłych.
    
    Dzieci ulicy doświadczają głodu, chorób, przemocy, poczucia zagubienia, samotności, buntu.
    
    Wielkim problemem dla rozwoju i wychowania dzieci jest zbyt mało czasu poświęcanego im przez rodziców. Dotyczy to dzieci tak bogatych społeczeństw, jak i biednych krajów świata. Deficyt miłości to największa nędza, jaka może dotknąć dziecko. Najważniejszy obowiązek wobec dzieci, to dać im szczęście, ale bez miłości szczęście nie istnieje.
    
    W przyszłości, wcale nie takiej odległej, dzieci mają zastąpić pokolenie dorosłych. Mówimy przecież, że są one przyszłością i naszą nadzieją. Czy te nadzieje spełnią się, zależy od każdego z nich, jak będzie wychowane, czego nauczyło się w dzieciństwie i młodych latach, co wniesie w świat  ludzi dorosłych, jakie będą jego ideały, czy będzie chciało je realizować dla dobra innych i czy będzie umiało brać odpowiedzialność za siebie i innych.

Zofia Bury


„Żadna praca naukowa, artystyczna czy społeczna, żadne osiągnięcia i sukcesy życiowe nie dadzą się porównać ze szczęściem, jakim jest dla kobiety posiadanie dziecka” - fragment pochodzi z listu matki do córki.
    
    Słowa te nie przystają do obrazu tak chętnie promowanego  dziś przez środowiska liberalne i lewicowe. Według nich idealna matka to kobieta „wyzwolona”. Ma prawo zdecydować, czy w ogóle pozwolić dziecku przyjść na świat, stąd należy się jej łatwy dostęp do aborcji. Macierzyństwo nie powinno jej przeszkadzać w karierze, rozrywkach, realizacji swych hobby. Współczesna matka winna być dla swojego dziecka koleżanką, „wychowywać” je bezstresowo, zapewnić dobrobyt materialny, nie stawiać żadnych granic, aby go nie stresować.
    
    Taki mniej więcej model macierzyństwa jest dziś promowany. Ale jest jeszcze inny model macierzyństwa, bo Bóg powołując kobietę do małżeństwa wyznacza jej rolę bycia nie tylko żoną, ale i matką. Obdarzył ją niezwykłym charyzmatem macierzyństwa, wyposażył w odpowiednie cechy do wypełnienia tej roli w sposób możliwie  najlepszy. Kobieta otrzymała większą od mężczyzny wrażliwość na problemy innych, potrzebę i umiejętność budowania głębokich więzi między członkami rodziny, zdolność empatii i poświęcania się dla innych, cierpliwość. O miłości matczynej mówi się, że jest ona najbardziej bezinteresowna, ofiarna i nastawiona na służbę.
    
    Jest taka stara piosenka, której słowa określają matkę w ten sposób: „Gdy cię ktoś skrzywdzi, gdy cię ktoś zasmuci / Gdy świat wyszydzi, wzgardzi i odrzuci / Jest jedno serce, które kocha do ostatka, a tym sercem jest matka. / Ona pocieszyć umie / Ona wszystko zrozumie / Ona nigdy nie wzgardzi / Bo matka  kocha najbardziej.”
    
    Przeżywanie macierzyństwa staje się dla kobiety szansą na rozwinięcie wszystkich tych dobrych cech i zalet, a w konsekwencji możliwością doskonalenia siebie poprzez poświęcenia i wyrzeczenia, których wymaga macierzyństwo. Macierzyństwo maże być również bardzo trudne, zwłaszcza w przypadku dzieci chorych i niepełnosprawnych, wymagające samozaparcia i pomocy innych ludzi i instytucji.
    
    Matka od samego początku jest przy dziecku, przez swoją czułość i opiekę daje niemowlęciu poczucie bezpieczeństwa. Potem skupia na rosnącym dziecku swoją uwagę, rozmawiając z nim, starając się zrozumieć jego uczucia, poświęcając mu czas i uwagę – pomagając mu przez te gesty miłości prawidłowo rozwijać się emocjonalnie. Dba o kształtowanie moralności dziecka. Rodzina to szkoła miłości – w niej ma ono nauczyć się dobrego wypełniania najważniejszych życiowych zadań, które czekają go w życiu rodzinnym i w relacjach z innymi: współmałżonkiem, przyjaciółmi, współpracownikami. W rodzinie jego serce i umysł winny otworzyć się na współczucie i pomaganie potrzebującym, na szacunek do drugiego człowieka. Wpływ tej nauki zwykle bywa silny i sięga na długie lata po usamodzielnieniu się młodego człowieka. Toteż rodzice nie mogą się koncentrować bezkrytycznie na zaletach i potrzebach dziecka, powinni w razie potrzeby upominać i wskazywać jasno, co jest dobre,  a co złe w jego postępowaniu. Jeśli  prawdziwie i mądrze kochają, to i muszą wymagać. Również swoją postawą życiową winni dawać świadectwo, utwierdzając w słuszności wyznawanych wartości. Muszą się nawzajem szanować.
  
     By dobrze wychować dziecko, trzeba mieć dla niego czas. Żadna instytucja nie zastąpi roli matki i ojca w wychowaniu dziecka i o tym winni pamiętać rodzice.
    
    Matki zasługują na to, by być w centrum uznania dla ich trudu i poświęcenia. We współczesnym świecie dużo pisze się i mówi o prawach kobiet, a prawa matek i ich potrzeby – tak istotne dla rozwoju społeczeństw - nie budzą już takiego zainteresowania. Powiedziałabym nawet, że często spotykają się one z dezaprobatą ich macierzyństwa, a to niestety, nie wpływa dobrze na młode, jeszcze nieodporne na trudności matki. Stąd widzimy wiele postaw takich matek, które na ten zaszczytny tytuł nie zasługują.
    
    Do każdej życiowej roli, tak i do roli matki trzeba przygotowywać młode dziewczęta przez miłość , dobry przykład, ale też trzeba tworzyć dla macierzyństwa przyjazną atmosferę w społeczeństwie.

Zofia Bury
„Dotrzymuj mi towarzystwa w Najświętszym Sakramencie. Pozostaję w tabernakulum dzień i noc, czekając, by obdarzyć miłością i łaską wszystkich tych, którzy Mnie odwiedzą. Ale nie ma ich wiele.  Jestem taki opuszczony, samotny i obrażany. (…)
    
    Wielu ludzi nie wierzy w Moje istnienie i w to, że mieszkam w tabernakulum. (…) Inni zaś wierzą, ale nie kochają Mnie i nie odwiedzają. (…) Jestem tam prawdziwie obecny, tak jak w niebie, tj. Ciałem, Krwią, Duszą i Bóstwem.”
    
    Są to słowa Jezusa do Aleksandriny Marii da Costy – portugalskiej mistyczki, która żyła w latach 1904 – 1955.
    
    „Pragnę jednoczyć się z duszami ludzkimi, rozkoszą Moją jest łączyć się z duszami” – mówił Pan Jezus do św. S. Faustyny. To pragnienie Jezusa realizuje się w każdej Komunii świętej.
    
    Maj to najpiękniejsza wiosna w sercach tych dzieci, które po raz pierwszy przyjmą w nich Pana Jezusa. Ta chwila jest cudem dla wszystkich dzieci na świecie. Szczęśliwy jest ten, kto oddaje Panu Jezusowi na mieszkanie swoje serce, bo wtedy On dokonuje tam największych cudów.
    
    Aleksandrina wiedziała, jaką potęgę ma Eucharystia. Przez 13 lat nie przyjmowała żadnych napojów i pokarmów z wyjątkiem Komunii św. To sam Pan Jezus powiedział do niej: „Żyjesz jedynie Eucharystią, ponieważ chcę przez to ukazać światu moc Eucharystii i moc Mojego życia w duszach”.

    Życie błogosławionej Aleksandriny (beatyfikowana w 2004 r. przez św. Jana Pawła II) pokazuje, jakie owoce przynosi odkrycie Bożej miłości w Najświętszym Sakramencie i odpowiedź na nią,  wyrażana w naśladowaniu miłości Chrystusa przez pokonywanie w sobie grzechu, egoizmu i wszelkiego zła. W Eucharystii Chrystus odpowiada na największy głód człowieka – głód miłości.
  
     Błogosławiona Aleksandrina przez całe życie odkrywała miłość w Bogu obecnym w Eucharystii. Dzięki jej ofierze wiele dusz stanie się gorliwymi w życiu eucharystycznym – obiecał jej Pan Jezus. W 1945 r. dokonała aktu ofiarowania swoich cierpień w intencji uświęcenia i zbawienia młodzieży.
    
    Aby Komunia św. przyniosła duchowe owoce, które Jezus obiecał dać, a których człowiek potrzebuje do zjednoczenia z Nim, konieczne jest przygotowanie przez oczyszczenie serca w akcie pojednania i pokuty. Od połączenia człowieka z duszą Jezusa powstrzymuje pycha – pisała św. S. Faustyna. Natomiast rozkoszą Jezusa są serca pokorne, świadome swej słabości i nędzy, które szukają pomocy u swego Zbawiciela i u Jego Matki, są ludzie, którzy wierzą w dobroć Boga i Mu ufają.  „Im dusza więcej zaufa, tym więcej otrzyma”. Hojność Boga jest zawsze większa niż człowiek może pojąć.
    
    „Dziś przygotowuję się na przyjście Króla. Cóż ja jestem, a cóż Ty, o Panie, Królu chwały nieśmiertelnej.  O serce moje, czy ty zdajesz  sobie sprawę z tego, kto dziś przychodzi do ciebie? Tak, wiem o tym, ale dziwnie pojąć tego nie mogę. O, ale gdyby to król, ale to Król królów, Pan panujących” (Dz.1801).  Myślę, że te słowa wyrażają uczucia wszystkich dzieci, które dziś po raz pierwszy oczekują na to prawdziwe spotkanie z Królem.                            Tak wspomina to Zuzia: „Gdy rozpoczęła się Msza św. nie mogłam doczekać się tej chwili, kiedy przyjmę Jezusa w małym opłatku. Czułam wtedy smak promienia, jakiegoś dobrego promienia, który wszedł do Kościoła. Po przyjęciu Komunii św.  śpiewałam pieśń. Jak zaśpiewałam, wtedy przebiegł jakiś duch, wszyscy się uśmiechnęli i było wspaniałe przyjęcie z Jezusem Chrystusem”.         A Kasia napisała: „I nadszedł ten moment. Wymówiłam słowo: Amen -  niech tak się stanie. Już się czuję inaczej, już inaczej to będzie, bo Jezus w mym sercu mieszka. (..) To był najpiękniejszy dzień w moim życiu”.
    
    - Wszystko, co we mnie dobrego jest, sprawiła Komunia św. , jej zawdzięczam wszystko. Czuję, że ten święty ogień przemienił mnie całkowicie.-  Takie słowa może powtórzyć wiele ludzi – dzieci, dorosłych i starszych, którzy traktują Komunię św. jako prawdziwe spotkanie i zjednoczenie z Chrystusem. Dla iluż dzieci w dziejach Kościoła Eucharystia była źródłem duchowej siły, czasem bohaterskiej. Jakże nie wspomnieć na przykład tych świętych chłopców i dziewcząt z pierwszych wieków, jeszcze dzisiaj znanych i czczonych w całym Kościele? Wystarczy tu przypomnieć św. Agnieszkę z Rzymu, św. Agatę umęczoną na Sycylii, czy św. Tarsycjusza – chłopca, którego słusznie można nazwać męczennikiem Eucharystii, gdyż wolał poświęcić życie niż oddać Pana Jezusa, którego przenosił pod postacią chleba. Podobnie trzeba wspomnieć współczesną postać św. Jose Sancheza del Rio (1913 – 1928), meksykańskiego męczennika, którego wierności Bogu i Kościołowi nie złamały nawet okrutne tortury. W liście pożegnalnym do mamy napisał m. in. „Umieram szczęśliwy u boku naszego Pana”.
    
    Znamy wiele świętych dzieci, dla których Komunia św. była zjednoczeniem z Jezusem, siłą duchową i inspiracją do dobrego życia. Niech ta pierwsza Komunia Święta będzie również dla naszych dzieci siłą duchową, a Jezus w Eucharystii zostanie ich prawdziwym Przyjacielem. Niech młodzi święci, tacy jak św. Jose, będą dla nich wzorem odwagi, aby nie bali się i dziś być świadkami wiary i mieli odwagę do niej się przyznawać.

Zofia Bury
„Bóg wybrał Ją skarbniczką, zarządczynią i szafarką wszelkich łask i przez Jej ręce przechodzą wszystkie łaski Ojca Przedwiecznego, wszystkie cnoty Jezusa Chrystusa i dary Ducha Świętego" -  Św. Ludwik Maria Grignion de Montfort
    
    Św. Ojciec Pio napisał kiedyś: „I oto nareszcie wrócił miesiąc pięknej Mamusi … .” Tak jest od wieków, bo maj to miesiąc Maryi. Jest najpiękniejszym miesiącem w roku dzięki bogactwu wiosny, która ozdabia go zielenią, rozkwitającymi kwiatami, śpiewem ptaków … .Maj poświęcony Tej, o której Kościół śpiewa: „Cała piękna jesteś Maryjo”.
    
    Pamiętam, jak w dziecięcych latach w maju biegliśmy do kapliczki, gdzie śpiewaliśmy litanię i pieśni maryjne, zanosiliśmy bukiety kwiatów do przydrożnych kapliczek; to była wiosna nie tylko w przyrodzie, ale i w naszych sercach, bo przecież oddawaliśmy hołd naszej Matce – Królowej
Polski i Wszechświata, a Ona udzielała proszącym licznych łask. To dzięki duchowym owocom, jakie daje Pośredniczka łask – Maryja, wierni tak oczekiwali na maj.
    
    Matka Boża prowadzi nas do Pana i Zbawiciela. Powinniśmy Ją poznać, ukochać, naśladować, szukać Jej wstawiennictwa, żyć nadzieją, którą Ona nam wskazuje.
    
    Tak, maj jest szczególnym miesiącem. To przecież właśnie w maju ukazała się ponad 100 lat temu dzieciom fatimskim wzywając  ludzkość do nawrócenia, codziennej modlitwy różańcowej i pokuty. Przestrzegała przed błędami komunistycznej Rosji, prosiła o jej poświęcenie Niepokalanemu Sercu Maryi oraz rozpowszechnienie nabożeństwa do Jej Serca w pierwsze soboty miesiąca.
    
    Przekaz płynący z Fatimy jest wciąż aktualny, a może nawet jeszcze bardziej niż przed laty.  Ludzkość ignoruje to przesłanie. Wystarczy przyjrzeć się współczesnym obyczajom, modom, poziomowi kultury, religijności, moralności propagowanej i szeroko rozpowszechnianej w świecie.
Wydaje się, że świat nie tylko nie zbliżył się do Stwórcy, ale się od Niego oddala, buntuje się przeciw Bożym przykazaniom. Aborcja, eutanazja, związki osób tej samej płci, rozwody, bluźnierstwa, wyrzucanie Boga z życia społecznego i indywidualnego, grzech w samym Kościele i sprzeciwianie się nauczaniu Kościoła – to przykłady tego buntu, pogrążanie się w coraz większym kryzysie. Ludzkość dziś w swoim szaleństwie odrzuca Boga i Jego Kościół, przyjmuje prądy myślowe sprzeczne z planem Bożym i Jego wolą. Orędzie Fatimskie wzywa do pokuty i nawrócenia. Trzeba na nie odpowiedzieć z różańcem w ręku, poprzez rozpowszechnianie i udział w nabożeństwach pierwszych sobót miesiąca i wynagradzać Niepokalanemu Sercu Maryi za grzechy, za bluźnierstwa, które i w naszej Ojczyźnie się szerzą.
    
    Maryja jest ucieczką grzeszników i Orędowniczką u Boga za nami. Św. Korneliusz , komentator Pisma Świętego, zwraca się do Matki Najświętszej jakby w imieniu samego Chrystusa tymi słowami: „O Matko! Bądź odtąd niewiastą mężną i wielkoduszną. Ty w Moje miejsce bądź fundamentem, skałą, filarem Mojego Kościoła, by go wspierać Swą mocą, oddalać i rozpraszać powstające przeciw niemu burze zakusów Swoją wytrwałością, radą, modlitwą, nie tylko teraz, ale i na przyszłość po wszystkie wieki, aż do skończenia świata”.
    
    Pan Jezus oddał nas Swej Matce pod krzyżem w opiekę i o tę opiekę prośmy Ją w tym pięknym miesiącu maju i w każdym dniu naszego życia.
    
    Św. Maksymilian Maria  Kolbe podkreślał, że jeśli staniemy się narzędziami w ręku Maryi, mamy pewność, że zostaniemy wykorzystani w najlepszy możliwie sposób. Mamy zatem stać się narzędziami w ręku Niepokalanej, aby Ona czyniła z nami co Jej się podoba.

Zofia Bury
„Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje  też w życiu jakieś swoje „Westerplatte”. Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można „zdezerterować” -  Św. Jan Paweł II
    
    Te słowa są aktualne w życiu nie tylko młodych, do których zostały skierowane, ale każdego człowieka i w każdej epoce. Wydaje się, że one dziś brzmią szczególnie głośno, kiedy to deptany jest autorytet  św. Jana Pawła II. Jest to czas sprawdzianu, czy jesteśmy wierni jego dziedzictwu, które nam pozostawił swoim nauczaniem, posługą, cierpieniem i modlitwą. To on  podtrzymywał  w nas wiarę, budził nadzieję i uczył miłości. Jego działania na rzecz poszanowania  godności każdego człowieka oraz wszystkich narodów są niepodważalne.
    
    Dla ogromnej części naszego najmłodszego pokolenia Polaków nasz Papież jest nieznany. Nie znane są im jego dokonania dla naszej Ojczyzny i świata, nie znane jest miejsce, jakie zajmuje on w historii Polski i Europy. To on głośno upominał się o prawa do wolności  naszej Ojczyzny i innych krajów Europy i świata.
    
    Zawirowania wokół osoby św. Jana Pawła II winny być okazją do przypomnienia sobie jego nauki i przekazywania tej wiedzy młodym. Zwłaszcza, że w tych dniach obchodzimy rocznice jego beatyfikowania i kanonizowania.
    
    Św. Jan Paweł II to najwybitniejszy Polak w naszej historii, to fundament naszej tożsamości.
Uczył nas, co to jest patriotyzm i dlaczego trzeba kochać Ojczyznę i żyć dla niej. Według niego „Patriotyzm oznacza umiłowanie tego, co ojczyste: umiłowanie historii, tradycji, języka czy samego krajobrazu ojczystego. Jest to miłość, która obejmuje dzieła rodaków i owoce ich geniuszu. Próbą dla tego umiłowania staje się każde zagrożenie tego dobra, jakim jest Ojczyzna. Nasze dzieje uczą, że Polacy byli zawsze zdolni do wielkich ofiar dla zachowania tego dobra albo też dla jego odzyskania.”
    
    Sprawy Ojczyzny były dla niego zawsze ważne, co podkreślał, ale też upominał nas w czasie pielgrzymek do kraju, o czym świadczą choćby te słowa: „Sprawy mojej Ojczyzny były i są mi  bardzo bliskie. Wszystko, co przeżywa mój naród, wszystko to głęboko noszę w sercu. Dobro Ojczyzny uważam za moje dobro. Potrzeba dzisiaj bardzo światu, a także naszej Ojczyźnie ludzi dojrzałej wiary, którzy z odwagą wyznają Chrystusa w każdym miejscu i w każdej sytuacji”.
    
    W czasie zagospodarowywania zdobytej z wielkim trudem wolności uczestniczył w naszych niepokojach, wskazywał  zagrożenia i wytyczał zadania. To w 1991 roku budził sumienia w obronie życia, widział, że nie wszystko idzie w dobrym kierunku, wskazywał  zadania,  troskę o sprawy Polski wyrażał  w przejmujących słowach omawiając dekalog. Okazywał szczególną wrażliwość na prawa ludzi pracy i sprawiedliwość społeczną, o czym mogą świadczyć choćby takie słowa: „To jest moja matka, ta Ojczyzna! To są moi bracia i siostry! I zrozumcie, wy wszyscy, którzy lekkomyślnie podchodzicie do  tych spraw, zrozumcie, że te sprawy nie mogą mnie nie obchodzić, nie mogą mnie nie boleć! Was też powinny boleć! Łatwo jest zniszczyć, trudniej odbudować! Nie można dalej lekkomyślnie niszczyć!”
    
    W czasie innej pielgrzymki do Ojczyzny wypowiedział znamienne słowa: „Proszę was, abyście nie podcinali sami tych korzeni, z których wyrastamy”. Cytując te słowa wypowiedziane przecież dziesiątki lat temu, wydają się, że są one skierowane do  nas właśnie dziś, tak bardzo są aktualne.
  
     Patrząc w tym duchu warto wrócić jeszcze do słów, wypowiedzianych do nas przed wejściem do Unii Europejskiej:  „ Byliśmy i jesteśmy w Europie, nie musimy do niej wchodzić, ponieważ ją tworzyliśmy i tworzyliśmy ją z większym trudem aniżeli ci, którym się to przypisuje … albo ci, którzy sobie sami przypisują patent na europejskość, wyłączność. A co ma być kryterium? – Wolność? Jaka wolność? Np. wolność odbierania życia nienarodzonemu dziecku?”.  Św. Jan Paweł II protestował wobec takiego kwalifikowania Europy: „ To obraża wielki świat kultury chrześcijańskiej z któregośmy czerpali i któryśmy współtworzyli …. Współtworzyli także za cenę naszych cierpień.”
Były to słowa podnoszące nas na duchu, wlewające nadzieję i pokazujące wartość Polaków.
    
    Św. Jan Paweł II jest wielkim autorytetem dla Polaków oraz wielu społeczeństw  całego świata. Jego wkład w budowę współczesnego świata,  przyjaznego dla człowieka,  jest ogromny. Uznawano go przecież za „proroka naszych czasów”.
    
    A dziś niszczy się jego autorytet, jego – obrońcę życia, rodziny i małżeństwa, praw człowieka i jego godności, bo chce się osłabić nas jako wspólnotę narodową, aby zniszczyć świat wartości, na których jest zbudowana Polska i również Europa. Próbuje się doprowadzić do przewrotu kulturowego w Polsce, w kraju, który jeszcze się temu opiera dzięki temu, że u nas jest jeszcze silna wiara u wielu, silny Kościół. To czas próby, bardzo bolesnej próby.
    
    Polsko, umiej być mądra, odpowiedzialna i wdzięczna!

Zofia Bury