Człowiek od zawsze poszukuje drogi prowadzącej do szczęścia, ścieżki miłości, światła i pokoju. Może nawet nie wie, że to właśnie Bóg jest tego źródłem. Doświadczenie obecności Stwórcy, poznanie Go, jest dla wielu problemem całego życia. Czasem brak odpowiedzi, zniechęcanie człowieka przez różnego rodzaju działania sił zewnętrznych i ideologii oraz trendów kulturowych prowadzą do niewiary i negacji istnienia Boga.
Poszukiwaniem odpowiedzi na nurtujące pytania o istnienie Boga zajmuje się teologia. Jeden ze znanych teologów naszych czasów, biskup Walter Kacper problematykę tę ustawia w perspektywie pytań o istotę zła i niezawinionego cierpienia. Te pytania nurtują człowieka zwłaszcza po doświadczeniach wojny, kataklizmów czy pandemii.
Człowiek spotyka się z cierpieniem, niesprawiedliwością, bólem, chorobą, śmiercią. Dlatego też pytanie cierpiących jest pytaniem o stosunek Boga do cierpienia. O solidarności Boga z cierpiącym człowiekiem przekonujemy się przez pryzmat krzyża, męki Pańskiej, gdzie Zbawiciel przyjmuje dobrowolnie śmierć krzyżową dla zbawienia człowieka.
Osoby odznaczające się większym stopniem wrażliwości, np. twórcy sztuki, często w swych dziełach, ilustrując przeżywane cierpienia osobiste czy zbiorowe, dochodzą do mistycznego doświadczenia Boga - Jego obecności, przemożnej opieki i ojcowskiej miłości.
Wielki wiedeński klasyk Ludwik van Beethoven (żył w latach 1770 – 1827) w roku 1802 jako dojrzały kompozytor utracił słuch. Była to dla kompozytora ogromna tragedia, został bowiem pozbawiony podstawowego „narzędzia pracy”. Zwraca się on do Boga: „Boże, który oglądasz tajniki mojej duszy, Ty znasz moje serce i wiesz, że pełne jest miłości i pragnienia, by czynić dobro. (…) Kiedy będę mógł usłyszeć i odczuć w świątyni natury i w zetknięciu z człowiekiem echo prawdziwej radości?”
Miłość, dobro, radość i cierpienie – to wartości, których można się doszukać między nutami kompozycji stworzonych przez tego geniusza. Jedno z ostatnich dzieł Beethovena - IX Symfonia ze słynną „Odą do radości” – uważane jest za obraz ostatecznego zwycięstwa miłości nad nienawiścią, życia nad śmiercią, radości nad smutkiem i cierpieniem. Niektórzy uważają, że ostatnie partie dzieła to muzyczne uobecnienie Boga.
- Poezja Cypriana Kamila Norwida to pieśń cierpiącego i umęczonego człowieka, skierowana do Boga. Całe życie człowieka ujmuje poeta jako pielgrzymkę „ku śmierci”, a samą śmierć jako moment najpełniejszej dojrzałości duchowej człowieka. Życie ku śmierci jest równocześnie zdążaniem ku wolności, ku samemu Bogu. Nim jednak nastąpi pełne zjednoczenie z Bogiem, człowiek musi dokonać oczyszczenia swego wnętrza. Oczyszczenie to zdaniem Norwida – dokonuje się przez różne formy cierpienia, które pozwala człowiekowi dotknąć misterium zbawienia, tajemnicy Boga samego – pisze ks. Wiesław Hudek.
Cierpienie jest wpisane w nierozerwalny sposób w ludzkie życie. Ale na cierpienie człowiek może patrzeć w różny sposób. Inaczej patrzy na nie teolog, inaczej obdarzony zmysłem wrażliwej wyobraźni artysta, jeszcze inaczej prosty człowiek lub przykuty do łóżka chory. W tym ludzkim cierpieniu Bóg pozwala się człowiekowi odnaleźć, odkryć jako Ten, który jest Miłością, który swego Syna dał, który stał się człowiekiem, aby uczestniczył w losach człowieka – również w cierpieniu.
Droga prowadząca od cierpienia do doświadczenia Boga jest drogą trudną i bolesną. Człowieka często przeraża perspektywa samotności, bólu. Wielu buntuje się i oskarża Boga za swe cierpienie, odchodzi od Niego. Inni łączą swe cierpienie z Chrystusowym cierpieniem, ofiarowując je w różnych intencjach, np. za niewierzących i grzeszników o nawrócenie, za innych chorych, za kapłanów, o pokój na świecie. Ta droga daje siłę w znoszeniu cierpienia z nadzieją i wiarą.
Cierpienie uczy nas pokory, cierpliwości, zmienia perspektywę spojrzenia na życie, pozwala zrozumieć, że życie, które jest cudem, jest też kruche i słabe. Cierpienie przychodzi zwykle niespodziewanie, bo przecież nigdy go nie planujemy, ale wiara w Boga pozwala znosić je z godnością.
Zofia Bury
Poszukiwaniem odpowiedzi na nurtujące pytania o istnienie Boga zajmuje się teologia. Jeden ze znanych teologów naszych czasów, biskup Walter Kacper problematykę tę ustawia w perspektywie pytań o istotę zła i niezawinionego cierpienia. Te pytania nurtują człowieka zwłaszcza po doświadczeniach wojny, kataklizmów czy pandemii.
Człowiek spotyka się z cierpieniem, niesprawiedliwością, bólem, chorobą, śmiercią. Dlatego też pytanie cierpiących jest pytaniem o stosunek Boga do cierpienia. O solidarności Boga z cierpiącym człowiekiem przekonujemy się przez pryzmat krzyża, męki Pańskiej, gdzie Zbawiciel przyjmuje dobrowolnie śmierć krzyżową dla zbawienia człowieka.
Osoby odznaczające się większym stopniem wrażliwości, np. twórcy sztuki, często w swych dziełach, ilustrując przeżywane cierpienia osobiste czy zbiorowe, dochodzą do mistycznego doświadczenia Boga - Jego obecności, przemożnej opieki i ojcowskiej miłości.
Wielki wiedeński klasyk Ludwik van Beethoven (żył w latach 1770 – 1827) w roku 1802 jako dojrzały kompozytor utracił słuch. Była to dla kompozytora ogromna tragedia, został bowiem pozbawiony podstawowego „narzędzia pracy”. Zwraca się on do Boga: „Boże, który oglądasz tajniki mojej duszy, Ty znasz moje serce i wiesz, że pełne jest miłości i pragnienia, by czynić dobro. (…) Kiedy będę mógł usłyszeć i odczuć w świątyni natury i w zetknięciu z człowiekiem echo prawdziwej radości?”
Miłość, dobro, radość i cierpienie – to wartości, których można się doszukać między nutami kompozycji stworzonych przez tego geniusza. Jedno z ostatnich dzieł Beethovena - IX Symfonia ze słynną „Odą do radości” – uważane jest za obraz ostatecznego zwycięstwa miłości nad nienawiścią, życia nad śmiercią, radości nad smutkiem i cierpieniem. Niektórzy uważają, że ostatnie partie dzieła to muzyczne uobecnienie Boga.
- Poezja Cypriana Kamila Norwida to pieśń cierpiącego i umęczonego człowieka, skierowana do Boga. Całe życie człowieka ujmuje poeta jako pielgrzymkę „ku śmierci”, a samą śmierć jako moment najpełniejszej dojrzałości duchowej człowieka. Życie ku śmierci jest równocześnie zdążaniem ku wolności, ku samemu Bogu. Nim jednak nastąpi pełne zjednoczenie z Bogiem, człowiek musi dokonać oczyszczenia swego wnętrza. Oczyszczenie to zdaniem Norwida – dokonuje się przez różne formy cierpienia, które pozwala człowiekowi dotknąć misterium zbawienia, tajemnicy Boga samego – pisze ks. Wiesław Hudek.
Cierpienie jest wpisane w nierozerwalny sposób w ludzkie życie. Ale na cierpienie człowiek może patrzeć w różny sposób. Inaczej patrzy na nie teolog, inaczej obdarzony zmysłem wrażliwej wyobraźni artysta, jeszcze inaczej prosty człowiek lub przykuty do łóżka chory. W tym ludzkim cierpieniu Bóg pozwala się człowiekowi odnaleźć, odkryć jako Ten, który jest Miłością, który swego Syna dał, który stał się człowiekiem, aby uczestniczył w losach człowieka – również w cierpieniu.
Droga prowadząca od cierpienia do doświadczenia Boga jest drogą trudną i bolesną. Człowieka często przeraża perspektywa samotności, bólu. Wielu buntuje się i oskarża Boga za swe cierpienie, odchodzi od Niego. Inni łączą swe cierpienie z Chrystusowym cierpieniem, ofiarowując je w różnych intencjach, np. za niewierzących i grzeszników o nawrócenie, za innych chorych, za kapłanów, o pokój na świecie. Ta droga daje siłę w znoszeniu cierpienia z nadzieją i wiarą.
Cierpienie uczy nas pokory, cierpliwości, zmienia perspektywę spojrzenia na życie, pozwala zrozumieć, że życie, które jest cudem, jest też kruche i słabe. Cierpienie przychodzi zwykle niespodziewanie, bo przecież nigdy go nie planujemy, ale wiara w Boga pozwala znosić je z godnością.
Zofia Bury
Każdy człowiek odgrywa w swoim życiu wiele ról. Najważniejsze to te związane z wykonywaną pracą oraz życiem rodzinnym. Wśród nich należy wymienić rolę babci i dziadka.
Dziś czasem spotyka się młode babcie, które wcale nie są zadowolone, że nimi zostały. Niektórych razi samo słowo „babcia” gdy ktoś się tak do nich zwróci, jakby niosło ono jakieś złe treści. Ja jestem babcią i ten zwrot wiązał się zawsze z przyjemnymi uczuciami, nawet wtedy, gdy nazwała mnie tak osoba nie będąca moją wnuczką.
Uważam, że dla wielu starszych osób rodzina – dzieci i wnuki stanowią źródło wsparcia, siły, motywacji do działania.
Być babcią i dziadkiem to istotna rola w życiu. Dobre relacje w rodzinie stanowią dla starzejących się osób podstawę prawidłowego ich funkcjonowania. Pomagają odnaleźć swoje miejsce zwłaszcza po przejściu na emeryturę, gdy nagle ubywa obowiązków, do których było się przyzwyczajonym przez większość swojego życia.
Po przejściu na emeryturę starsi ludzie w różny sposób się spełniają. Jedni widzą siebie w roli działaczy społecznych czy też takich, którzy chcą prowadzić bogate życie towarzyskie, spędzają czas w gronie przyjaciół, zawierają nowe znajomości, czas przeznaczają dla siebie i realizują swoje marzenia, koncentrują uwagę na swoim zdrowiu i wyglądzie. Ci raczej sporadycznie poświęcają czas swoim wnukom. Czasem nawet nie mają takiej możliwości, bo dziś tak często wnuki bywają daleko, nawet za granicą.
Inną grupą są ci, którzy po przejściu na emeryturę z przyjemnością włączają się w życie swoich najbliższych i opiekę nad wnukami, swą aktywność skupiają na rodzinie.
Jeszcze inni chcą nadal być aktywni zawodowo i niezależni, kontynuują swoją wcześniejszą aktywność i rodzinę wspierają częściej materialnie niż osobiście.
Badania wskazują, że kobiety poświęcają zdecydowanie więcej czasu opiece nad wnukami niż mężczyźni. Życzliwość, gotowość pomocy i autentyczna troska o wnuki przyczyniają się do budowania poprawnych relacji, opartych na zasadzie wzajemności. Te relacje winny cechować zrozumienie, tolerancja, otwartość na potrzeby drugiego człowieka. W ten sposób budowane są więzi emocjonalne pomiędzy dziadkami i wnukami. Pamiętać należy przy tym, że role pierwszoplanowe wobec dzieci spełniają zawsze rodzice.
Dziecku w każdym wieku do pełni jego rozwoju potrzeba opieki, wsparcia, miłości i stawiania wymagań. Jeżeli w rodzinie panują dobre relacje, to te zadania wzajemnie się uzupełniają. Tak rodzice, jak i dziadkowie winni uczyć oddzielać rzeczy najbardziej wartościowe od tych, które tylko pozornie są warte zachodu i zaangażowania. Dzieci winny widzieć, że hierarchia wartości jest w życiu potrzebna i konieczna. Przez obcowanie z cierpieniem i różnymi doświadczeniami życiowymi, rozwijają swoją wrażliwość i kształtują osobowość.
Od bliskości relacji dziadków i wnuków zależeć będzie też wielkość wsparcia dorosłych wnuków dla dziadków, gdy ich siły i zdrowie ulegną osłabieniu.
Rola dziadkowie – wnukowie winna scalać rodziny, stanowić punkt odniesienia, szczególnie ważny, gdy rodzina doświadcza kłopotów; stać na straży trwałości rodzin, zapewniać opiekę w potrzebie i niebezpieczeństwie.
Osoba babci i dziadka może być wzorem dla wnuków pod warunkiem, że posiadają autentyczną mądrość popartą dowodami własnego życia i wielką życzliwość.
Dziadkowie winni pomóc w zachowaniu ciągłości między przeszłością, teraźniejszością i przyszłością rodziny, dbać o zachowanie i pielęgnowanie rodzinnych tradycji. Dzięki pradziadkom i dziadkom młodzi ludzie mogą zyskać poczucie zakorzenienia tak ważne dla tych, którzy dopiero kształtują swoją tożsamość. Oni są bowiem początkiem wspólnoty, z której wywodzą się dzieci. Każdy człowiek chce wiedzieć skąd pochodzi, jakie są jego korzenie, do jakiej wspólnoty przynależy. To dziadkowie są nauczycielami historii i tradycji, posiadaczami pamiątek rodzinnych i unikatowych informacji o przodkach. Im więcej tej wiedzy i tradycji, tym silniejsze poczucie rodzinnych więzi i wzajemnych zobowiązań wspierania się.
We współczesnym świecie słabną więzi rodzinne, coraz więcej rodzin korzysta w opiece nad dziećmi z wykwalifikowanych opiekunek. Znaczenie babci i dziadka maleje.
Zofia Bury
Dziś czasem spotyka się młode babcie, które wcale nie są zadowolone, że nimi zostały. Niektórych razi samo słowo „babcia” gdy ktoś się tak do nich zwróci, jakby niosło ono jakieś złe treści. Ja jestem babcią i ten zwrot wiązał się zawsze z przyjemnymi uczuciami, nawet wtedy, gdy nazwała mnie tak osoba nie będąca moją wnuczką.
Uważam, że dla wielu starszych osób rodzina – dzieci i wnuki stanowią źródło wsparcia, siły, motywacji do działania.
Być babcią i dziadkiem to istotna rola w życiu. Dobre relacje w rodzinie stanowią dla starzejących się osób podstawę prawidłowego ich funkcjonowania. Pomagają odnaleźć swoje miejsce zwłaszcza po przejściu na emeryturę, gdy nagle ubywa obowiązków, do których było się przyzwyczajonym przez większość swojego życia.
Po przejściu na emeryturę starsi ludzie w różny sposób się spełniają. Jedni widzą siebie w roli działaczy społecznych czy też takich, którzy chcą prowadzić bogate życie towarzyskie, spędzają czas w gronie przyjaciół, zawierają nowe znajomości, czas przeznaczają dla siebie i realizują swoje marzenia, koncentrują uwagę na swoim zdrowiu i wyglądzie. Ci raczej sporadycznie poświęcają czas swoim wnukom. Czasem nawet nie mają takiej możliwości, bo dziś tak często wnuki bywają daleko, nawet za granicą.
Inną grupą są ci, którzy po przejściu na emeryturę z przyjemnością włączają się w życie swoich najbliższych i opiekę nad wnukami, swą aktywność skupiają na rodzinie.
Jeszcze inni chcą nadal być aktywni zawodowo i niezależni, kontynuują swoją wcześniejszą aktywność i rodzinę wspierają częściej materialnie niż osobiście.
Badania wskazują, że kobiety poświęcają zdecydowanie więcej czasu opiece nad wnukami niż mężczyźni. Życzliwość, gotowość pomocy i autentyczna troska o wnuki przyczyniają się do budowania poprawnych relacji, opartych na zasadzie wzajemności. Te relacje winny cechować zrozumienie, tolerancja, otwartość na potrzeby drugiego człowieka. W ten sposób budowane są więzi emocjonalne pomiędzy dziadkami i wnukami. Pamiętać należy przy tym, że role pierwszoplanowe wobec dzieci spełniają zawsze rodzice.
Dziecku w każdym wieku do pełni jego rozwoju potrzeba opieki, wsparcia, miłości i stawiania wymagań. Jeżeli w rodzinie panują dobre relacje, to te zadania wzajemnie się uzupełniają. Tak rodzice, jak i dziadkowie winni uczyć oddzielać rzeczy najbardziej wartościowe od tych, które tylko pozornie są warte zachodu i zaangażowania. Dzieci winny widzieć, że hierarchia wartości jest w życiu potrzebna i konieczna. Przez obcowanie z cierpieniem i różnymi doświadczeniami życiowymi, rozwijają swoją wrażliwość i kształtują osobowość.
Od bliskości relacji dziadków i wnuków zależeć będzie też wielkość wsparcia dorosłych wnuków dla dziadków, gdy ich siły i zdrowie ulegną osłabieniu.
Rola dziadkowie – wnukowie winna scalać rodziny, stanowić punkt odniesienia, szczególnie ważny, gdy rodzina doświadcza kłopotów; stać na straży trwałości rodzin, zapewniać opiekę w potrzebie i niebezpieczeństwie.
Osoba babci i dziadka może być wzorem dla wnuków pod warunkiem, że posiadają autentyczną mądrość popartą dowodami własnego życia i wielką życzliwość.
Dziadkowie winni pomóc w zachowaniu ciągłości między przeszłością, teraźniejszością i przyszłością rodziny, dbać o zachowanie i pielęgnowanie rodzinnych tradycji. Dzięki pradziadkom i dziadkom młodzi ludzie mogą zyskać poczucie zakorzenienia tak ważne dla tych, którzy dopiero kształtują swoją tożsamość. Oni są bowiem początkiem wspólnoty, z której wywodzą się dzieci. Każdy człowiek chce wiedzieć skąd pochodzi, jakie są jego korzenie, do jakiej wspólnoty przynależy. To dziadkowie są nauczycielami historii i tradycji, posiadaczami pamiątek rodzinnych i unikatowych informacji o przodkach. Im więcej tej wiedzy i tradycji, tym silniejsze poczucie rodzinnych więzi i wzajemnych zobowiązań wspierania się.
We współczesnym świecie słabną więzi rodzinne, coraz więcej rodzin korzysta w opiece nad dziećmi z wykwalifikowanych opiekunek. Znaczenie babci i dziadka maleje.
Zofia Bury
Stary Kontynent staje się wyspą samotnych ludzi. Już powszechnie określa się, że samotność jest dżumą XXI wieku. Jak wynika z sondaży, w niektórych krajach Europy z samotnością boryka się coraz więcej ludzi różnego wieku. Wielka Brytania kilka lat temu powołała nawet ministra do spraw walki z samotnością. Samotność najbardziej dotyka ludzi starych. Miliony starych osób nie ma żadnych bliskich przyjaciół, a ich kontakty z rodziną są sporadyczne. We wszystkich krajach Europy wzrasta liczba osób starych mieszkających samotnie. Badania wskazują, że najgorzej pod tym względem jest w Wielkiej Brytanii i Szwecji, ale nie trzeba badań, żeby się przekonać o tym problemie również u nas. Wystarczy rozejrzeć się po własnym osiedlu czy ulicy, aby zobaczyć, ile domów – nawet piętrowych – zamieszkałych jest przez jedną, czasem dwie osoby.
„Skąd biorą się ci wszyscy samotni ludzie?” – pytali w piosence Beatlesi. Mamy przecież dziś wszystko. Czy dobrobyt materialny nie zaspakaja wszystkich potrzeb człowieka? Okazuje się, że nie.
Przed laty socjaliści naszkicowali obraz społeczeństwa przyszłości. Idealne społeczeństwo miało być zbiorem niezależnych jednostek, społeczeństwem indywidualistów, których nie łączą już więzy i zobowiązania rodzinne, lecz przypadkowe relacje. Efekty już dziś obserwujemy w wielu rozwiniętych krajach Europy: samotni, zagubieni ludzie, którzy miesiącami nie mają do kogo otworzyć ust.
Jan Paweł II powiedział: „Cała ludzkość jest wyalienowana wtedy, gdy powierza się tylko ludzkim projektom, fałszywym ideologiom i utopiom”.
Dziś fałszywe ideologie idą dalej. Chcą uszczęśliwić człowieka odbierając mu nawet podstawową prawdę o człowieku i jego naturze. W imię równości płci mają utracić swą tożsamość kobiety czy mężczyzny. Małżeństwo i rodzina stają się niepotrzebne, aby człowiek nie miał zobowiązań i czuł się wolny. To wszystko ma swoje konsekwencje. Na przykład w Szwecji 45% urn z prochami zmarłych nie jest odbierane przez rodzinę ( dane z przed kilku lat). Świadczy to o ogromnej samotności i kompletnym zaniku relacji rodzinnych. Ten problem dotyka większości rozwiniętych społeczeństw zachodniego świata i to zjawisko będzie się nasilało.
Panaceum na samotność miał być Internet, ale jak się okazuje – pogłębił jeszcze ten stan. Wirtualne znajomości nie zastępują prawdziwych więzi z rzeczywistości, ostatecznie człowiek pozostaje zamknięty w czterech ścianach. Zaciera mu się granica między tym, co realne, a tym, co wirtualne. W konsekwencji nie ma z kim porozmawiać, zwierzyć się, pożalić czy pośmiać.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie widzimy już związku między dzisiejszym egoizmem (inwestowaniem tylko w siebie) a życiem przyszłych pokoleń. Wszystko staje się nietrwałe, kruche, tymczasowe. Nawet rodziny nie są już budowane na trwałych podstawach sakramentalnych lecz na związkach partnerskich, które można w każdej chwili rozwiązać. Urodzenie dzieci odkłada się na później. To odbije się na przyszłości obecnych młodych pokoleń – zapłatą będzie zapewne jeszcze większa samotność , a i do opieki w domach starości będzie brakowało rąk do pracy.
Bywamy samotni czasem i wśród ludzi, bo człowiek potrzebuje zrozumienia i empatii, tymczasem żyjemy w świecie, gdzie szerzy się nienawiść i pogarda. Ludzie starzy, niepełnosprawni, mało przebojowi bywają niedocenieni, niepotrzebni. Takie osamotnienie podpowiada nam, aby szukać Boga. Tylko On zna nasze bolączki i tylko Jemu możemy zaufać. Benedykt XVI pisze, że nie jesteśmy skazani na samotność, bo człowiek modlący się nigdy nie jest samotny. I kiedy już ludzie nie chcą wysłuchać samotnego, to Bóg słucha zawsze.
Świat, w którym relacje międzyludzkie są kruche, jest światem niebezpiecznym dla wszystkich. I młodzi, i ci w sile wieku, i starzy potrzebują drugiego człowieka, potrzebują uwagi zwróconej na siebie, dobrego słowa. Lęk przed odrzuceniem bywa tak silny, że nawet młodzi ludzie
uciekają przed tym często popełniając samobójstwo.
Każdy myślący człowiek winien obserwować, do czego prowadzą trendy kulturowe i fałszywe ideologie, aby zachować w życiu te wartości, które są wyznacznikami prawdziwie dobrego życia i możliwie szczęśliwej przyszłości.
Zofia Bury
„Skąd biorą się ci wszyscy samotni ludzie?” – pytali w piosence Beatlesi. Mamy przecież dziś wszystko. Czy dobrobyt materialny nie zaspakaja wszystkich potrzeb człowieka? Okazuje się, że nie.
Przed laty socjaliści naszkicowali obraz społeczeństwa przyszłości. Idealne społeczeństwo miało być zbiorem niezależnych jednostek, społeczeństwem indywidualistów, których nie łączą już więzy i zobowiązania rodzinne, lecz przypadkowe relacje. Efekty już dziś obserwujemy w wielu rozwiniętych krajach Europy: samotni, zagubieni ludzie, którzy miesiącami nie mają do kogo otworzyć ust.
Jan Paweł II powiedział: „Cała ludzkość jest wyalienowana wtedy, gdy powierza się tylko ludzkim projektom, fałszywym ideologiom i utopiom”.
Dziś fałszywe ideologie idą dalej. Chcą uszczęśliwić człowieka odbierając mu nawet podstawową prawdę o człowieku i jego naturze. W imię równości płci mają utracić swą tożsamość kobiety czy mężczyzny. Małżeństwo i rodzina stają się niepotrzebne, aby człowiek nie miał zobowiązań i czuł się wolny. To wszystko ma swoje konsekwencje. Na przykład w Szwecji 45% urn z prochami zmarłych nie jest odbierane przez rodzinę ( dane z przed kilku lat). Świadczy to o ogromnej samotności i kompletnym zaniku relacji rodzinnych. Ten problem dotyka większości rozwiniętych społeczeństw zachodniego świata i to zjawisko będzie się nasilało.
Panaceum na samotność miał być Internet, ale jak się okazuje – pogłębił jeszcze ten stan. Wirtualne znajomości nie zastępują prawdziwych więzi z rzeczywistości, ostatecznie człowiek pozostaje zamknięty w czterech ścianach. Zaciera mu się granica między tym, co realne, a tym, co wirtualne. W konsekwencji nie ma z kim porozmawiać, zwierzyć się, pożalić czy pośmiać.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie widzimy już związku między dzisiejszym egoizmem (inwestowaniem tylko w siebie) a życiem przyszłych pokoleń. Wszystko staje się nietrwałe, kruche, tymczasowe. Nawet rodziny nie są już budowane na trwałych podstawach sakramentalnych lecz na związkach partnerskich, które można w każdej chwili rozwiązać. Urodzenie dzieci odkłada się na później. To odbije się na przyszłości obecnych młodych pokoleń – zapłatą będzie zapewne jeszcze większa samotność , a i do opieki w domach starości będzie brakowało rąk do pracy.
Bywamy samotni czasem i wśród ludzi, bo człowiek potrzebuje zrozumienia i empatii, tymczasem żyjemy w świecie, gdzie szerzy się nienawiść i pogarda. Ludzie starzy, niepełnosprawni, mało przebojowi bywają niedocenieni, niepotrzebni. Takie osamotnienie podpowiada nam, aby szukać Boga. Tylko On zna nasze bolączki i tylko Jemu możemy zaufać. Benedykt XVI pisze, że nie jesteśmy skazani na samotność, bo człowiek modlący się nigdy nie jest samotny. I kiedy już ludzie nie chcą wysłuchać samotnego, to Bóg słucha zawsze.
Świat, w którym relacje międzyludzkie są kruche, jest światem niebezpiecznym dla wszystkich. I młodzi, i ci w sile wieku, i starzy potrzebują drugiego człowieka, potrzebują uwagi zwróconej na siebie, dobrego słowa. Lęk przed odrzuceniem bywa tak silny, że nawet młodzi ludzie
uciekają przed tym często popełniając samobójstwo.
Każdy myślący człowiek winien obserwować, do czego prowadzą trendy kulturowe i fałszywe ideologie, aby zachować w życiu te wartości, które są wyznacznikami prawdziwie dobrego życia i możliwie szczęśliwej przyszłości.
Zofia Bury
Tradycje. Tych z Bożym Narodzeniem jest ich tak wiele, ale ja zaledwie dotknę kilka z nich. Tak w ogóle, to po co nam tradycja? Dziś jest tak wielu ludzi, a właściwie jest taki trend, żeby wymyślić „jutro” bez „wczoraj”, a „koniec” bez „początku”. Pewnym siłom, działającym dziś w świecie, zależy na tym, aby wykorzenić człowieka z historii, z tradycji i dziedzictwa pokoleń. Wiedzą o tym, że człowiek bez korzeni da sobą kierować i manipulować. A przecież my coś komuś zawdzięczamy. Dzięki dziedzictwu kultury, religii, obyczajów wiemy, kim jesteśmy, znamy swoją godność, mamy na czym budować przyszłość. Nie można przerwać łańcucha pokoleń i nie można zatrzymać na sobie dziedzictwa wiary i tradycji. Trzeba je przekazać następnym pokoleniom. To o wiele więcej niż przekazanie wartości materialnych.
Każde święto, a także każda uroczystość państwowa wraca swoją treścią do przeszłości, aby przyszłość nie zgubiła tego bogactwa, jakie wypracowały poprzednie pokolenia. Jeżeli bowiem w rodzinach nie przechowa się wiary, kultury i tradycji, to w człowieku nie będzie już miejsca na człowieczeństwo.
Mówimy, że święta Bożego Narodzenia to święta rodzinne. Ale być tylko raz w roku naprawdę rodziną, to trochę za mało. Człowiek bardzo łatwo może stracić tę „oś”, wokół której obracają się sens, cel i wartości jego życia. A dziś właśnie obserwujemy zbyt często takie zjawiska.
Ale wróćmy do tradycji bożonarodzeniowych. W czasie świąt w każdym kościele jest ustawiana szopka. Szopka to przedstawiona za pomocą figurek scena Bożego Narodzenia. Wiemy, że zwyczaj ten sięga 1223 roku i pochodzi od św. Franciszka z Asyżu, który tak właśnie postanowił świętować to wielkie wydarzenie wiary. Powiedział on wtedy: „Chciałem pokazać Dzieciątko Jezus narodzone w Betlejem i jakoś na własne oczy zobaczyć wszystkie trudności, w których znalazło się Ono, z powodu braku rzeczy najbardziej niemowlęciu potrzebnych”.
Żłóbek betlejemski - słynny na całym świecie – zachował mimo różnic kultur i folkloru swą zasadniczą treść ewangeliczną – szkołę prostoty, ubóstwa i pokory. A właśnie są to cechy bardzo mało popularne w dzisiejszym świecie, a tak bardzo potrzebne.
Do wielowiekowej tradycji całego okresu świąt Bożego Narodzenia należy śpiewanie kolęd. Najwcześniej zapisana polska kolęda ukazała się w 1544 roku i winszuje wszystkim pomyślnego Nowego Roku. Dziś kolęda kojarzy się przede wszystkim z pieśnią o tematyce bożonarodzeniowej.
Powstanie i rozwój kolęd związany jest z jasełkami. Powstawały one właśnie gdzieś w XIII w. Wykonywano je w języku łacińskim, jednak nie przetrwały do dziś. Kolędy przekazywano z pokolenia na pokolenie, ale był czas, kiedy ich zakazywano śpiewać. Ich popularność rozkwitła od XVII wieku. W tym czasie do dogmatycznych rozważań kolęd wkracza codzienne ludzkie życie.
Teksty kolęd układali różni ludzie, najpierw zakonnicy, potem artyści ludowi a także wielcy poeci. Powstał też inny rodzaj pieśni kolędowych, bardziej swobodny. Przeznaczony był do śpiewania w czasie chodzenia po domach po kolędzie. Te kolędy w prosty sposób przedstawiają sceny Bożego Narodzenia i dały początek pastorałkom. Miały po kilka, a nawet kilkanaście zwrotek i ludzie je często śpiewali z pamięci.
Zbiór kolęd i pastorałek nosi nazwę „kantyczki”. Były one bardzo popularne w dawnych latach. Kupowano je na odpustach, jarmarkach, a także od wędrownych zakonników. Kantyczki wyrażają radość z faktu narodzin Jezusa objawioną wszystkim narodom oraz troskę o małe Dzieciątko, miłość do Niego i oddanie.
Czy dziś słychać jeszcze w naszych domach śpiew kolęd? Oczywiście nie chodzi tu o te płynące z głośników radiowych i telewizyjnych. Czy laicyzacja i nowy styl życia wyrugowały już kolędy z tradycji? Ile kolęd znają nasze dzieci? - Takie pytania warto sobie stawiać w okresie bożonarodzeniowym.
Zofia Bury
Każde święto, a także każda uroczystość państwowa wraca swoją treścią do przeszłości, aby przyszłość nie zgubiła tego bogactwa, jakie wypracowały poprzednie pokolenia. Jeżeli bowiem w rodzinach nie przechowa się wiary, kultury i tradycji, to w człowieku nie będzie już miejsca na człowieczeństwo.
Mówimy, że święta Bożego Narodzenia to święta rodzinne. Ale być tylko raz w roku naprawdę rodziną, to trochę za mało. Człowiek bardzo łatwo może stracić tę „oś”, wokół której obracają się sens, cel i wartości jego życia. A dziś właśnie obserwujemy zbyt często takie zjawiska.
Ale wróćmy do tradycji bożonarodzeniowych. W czasie świąt w każdym kościele jest ustawiana szopka. Szopka to przedstawiona za pomocą figurek scena Bożego Narodzenia. Wiemy, że zwyczaj ten sięga 1223 roku i pochodzi od św. Franciszka z Asyżu, który tak właśnie postanowił świętować to wielkie wydarzenie wiary. Powiedział on wtedy: „Chciałem pokazać Dzieciątko Jezus narodzone w Betlejem i jakoś na własne oczy zobaczyć wszystkie trudności, w których znalazło się Ono, z powodu braku rzeczy najbardziej niemowlęciu potrzebnych”.
Żłóbek betlejemski - słynny na całym świecie – zachował mimo różnic kultur i folkloru swą zasadniczą treść ewangeliczną – szkołę prostoty, ubóstwa i pokory. A właśnie są to cechy bardzo mało popularne w dzisiejszym świecie, a tak bardzo potrzebne.
Do wielowiekowej tradycji całego okresu świąt Bożego Narodzenia należy śpiewanie kolęd. Najwcześniej zapisana polska kolęda ukazała się w 1544 roku i winszuje wszystkim pomyślnego Nowego Roku. Dziś kolęda kojarzy się przede wszystkim z pieśnią o tematyce bożonarodzeniowej.
Powstanie i rozwój kolęd związany jest z jasełkami. Powstawały one właśnie gdzieś w XIII w. Wykonywano je w języku łacińskim, jednak nie przetrwały do dziś. Kolędy przekazywano z pokolenia na pokolenie, ale był czas, kiedy ich zakazywano śpiewać. Ich popularność rozkwitła od XVII wieku. W tym czasie do dogmatycznych rozważań kolęd wkracza codzienne ludzkie życie.
Teksty kolęd układali różni ludzie, najpierw zakonnicy, potem artyści ludowi a także wielcy poeci. Powstał też inny rodzaj pieśni kolędowych, bardziej swobodny. Przeznaczony był do śpiewania w czasie chodzenia po domach po kolędzie. Te kolędy w prosty sposób przedstawiają sceny Bożego Narodzenia i dały początek pastorałkom. Miały po kilka, a nawet kilkanaście zwrotek i ludzie je często śpiewali z pamięci.
Zbiór kolęd i pastorałek nosi nazwę „kantyczki”. Były one bardzo popularne w dawnych latach. Kupowano je na odpustach, jarmarkach, a także od wędrownych zakonników. Kantyczki wyrażają radość z faktu narodzin Jezusa objawioną wszystkim narodom oraz troskę o małe Dzieciątko, miłość do Niego i oddanie.
Czy dziś słychać jeszcze w naszych domach śpiew kolęd? Oczywiście nie chodzi tu o te płynące z głośników radiowych i telewizyjnych. Czy laicyzacja i nowy styl życia wyrugowały już kolędy z tradycji? Ile kolęd znają nasze dzieci? - Takie pytania warto sobie stawiać w okresie bożonarodzeniowym.
Zofia Bury
Kolejny dzień odleciał
jak ptak z gałęzi
nie zdążyłem go zatrzymać
pozostał po nim niepokój.
Czasem myślę, co zostanie po życiu
czy przynajmniej łza w czyimś oku?
(ks. Wacław Buryła)
Dziś możemy powiedzieć: Kolejny rok odleciał … - może cicho i niespostrzeżenie, radośnie i szczęśliwie, a może przynosi wspomnienia smutne, pełne żalu i udręki. Jak pory roku się zmieniają, znamionując upływ czasu, tak każdy nowy rok naszego życia przypomina nam tę prawdę, że miniony czas już nie wróci. Choć jutro nastąpi nowy dzień, a po nim następny i jeszcze następny, żadnego z nich nie zdołamy zatrzymać – mija i już nie wróci. A my oglądamy się czasem za siebie, by z perspektywy minionych dni, tygodni, miesięcy, lat zobaczyć własne życie.
Współczesny świat jakby oszalał, zamęt i chaos głoszonych prawd, półprawd i kłamstw, ubranych w złote szaty prawdy, nie pomagają nam w ocenie nawet własnych myśli, dokonanych wyborów czy sposobie zagospodarowania własnego codziennego czasu. Jakże często słyszymy usprawiedliwienia: „nie mam czasu”, „nie zdążyłam”, „ zabrakło mi dnia”. Wielu ludzi współczesnych tak żyje, nie zadając sobie nawet pytania: po co? Przecież takie życie jest kłamliwe, często na pokaz, w poszukiwaniu czegoś, co nie istnieje, w pogoni za szczęściem, które tak naprawdę jest w zasięgu ręki. Ale my ciągle chcemy czegoś więcej, inaczej niż inni, czasem idziemy za głosem tych, którzy wcale nie życzą nam dobrze, którzy chcą, abyśmy realizowali ich plany i ich idee, które wcale nie są dobre dla nas.
Tak często jesteśmy umęczeni rozgwarem tego świata, nie potrafimy lub nawet nie chcemy wejść w ciszę i pomyśleć, czy rzeczywiście szukam prawdy mojego życia? Bo czas biegnie i to nieubłaganie, zatrzymać się nie chce – zresztą nie taka jego rola; a nasze zadanie nie jest w tym, aby go gonić, ale żeby się w nim odnaleźć najcudowniej, najpełniej. Tak rzadko zadajemy sobie metafizyczne pytania, bo jak świat, tak i my coraz bardziej się ich boimy. Może trzeba się zatrzymać?
W każdym z nas jest energia, która uruchamia właściwie, z sensem nasze działania. Drzemią w nas siły, które nakierują nas na dobre wybory, trzeba je jednak odkryć i z nimi współpracować. Zawsze są do wykonania sprawy mniejsze i sprawy większe, pilne i bardziej pilne. Ale konieczne jest oddzielenie spraw ważnych od tych mniej ważnych, a nawet zupełnie niepotrzebnych, dokonywanie mądrych wyborów. Nie zapominajmy w tym wszystkim o udziale w nich Pana Boga. W końcu czas i siły do pracy nie są tym, czym dysponujemy tylko my sami, lecz czym rozporządza Bóg w nas. Pozwolenie Bogu na to dysponowanie jest wyrazem ludzkiego posłuszeństwa i pokory.
Rozpoczął się kolejny rok w naszym życiu. Przed każdym z nas znak zapytania, jaki on będzie i czy ujrzymy jego koniec? Planujmy, oczekujmy z chrześcijańską nadzieją na realizację naszych marzeń i planów, oczekujmy dobra, które sami będziemy siać wokół siebie. Liczy się bowiem każde dobre słowo, przyjazny gest, dobry uczynek. One to nakładając się na siebie tworzą dobro tego świata.
Mija kolejny rok. Czy podarowaliśmy go Bogu i ludziom, czy może zmarnowaliśmy wiele czasu i okazji przez swój egoizm i lenistwo? Jako ludzie wierzący otrzymaliśmy nadzieję w osobie Chrystusa i Jego naukę. To On wyznacza nam drogę. Spoglądając z nadzieją w stronę Betlejemskiego Żłóbka oddajmy Dzieciątku wszystkie sprawy naszego codziennego życia na każdy kolejny dzień.
Zofia Bury
jak ptak z gałęzi
nie zdążyłem go zatrzymać
pozostał po nim niepokój.
Czasem myślę, co zostanie po życiu
czy przynajmniej łza w czyimś oku?
(ks. Wacław Buryła)
Dziś możemy powiedzieć: Kolejny rok odleciał … - może cicho i niespostrzeżenie, radośnie i szczęśliwie, a może przynosi wspomnienia smutne, pełne żalu i udręki. Jak pory roku się zmieniają, znamionując upływ czasu, tak każdy nowy rok naszego życia przypomina nam tę prawdę, że miniony czas już nie wróci. Choć jutro nastąpi nowy dzień, a po nim następny i jeszcze następny, żadnego z nich nie zdołamy zatrzymać – mija i już nie wróci. A my oglądamy się czasem za siebie, by z perspektywy minionych dni, tygodni, miesięcy, lat zobaczyć własne życie.
Współczesny świat jakby oszalał, zamęt i chaos głoszonych prawd, półprawd i kłamstw, ubranych w złote szaty prawdy, nie pomagają nam w ocenie nawet własnych myśli, dokonanych wyborów czy sposobie zagospodarowania własnego codziennego czasu. Jakże często słyszymy usprawiedliwienia: „nie mam czasu”, „nie zdążyłam”, „ zabrakło mi dnia”. Wielu ludzi współczesnych tak żyje, nie zadając sobie nawet pytania: po co? Przecież takie życie jest kłamliwe, często na pokaz, w poszukiwaniu czegoś, co nie istnieje, w pogoni za szczęściem, które tak naprawdę jest w zasięgu ręki. Ale my ciągle chcemy czegoś więcej, inaczej niż inni, czasem idziemy za głosem tych, którzy wcale nie życzą nam dobrze, którzy chcą, abyśmy realizowali ich plany i ich idee, które wcale nie są dobre dla nas.
Tak często jesteśmy umęczeni rozgwarem tego świata, nie potrafimy lub nawet nie chcemy wejść w ciszę i pomyśleć, czy rzeczywiście szukam prawdy mojego życia? Bo czas biegnie i to nieubłaganie, zatrzymać się nie chce – zresztą nie taka jego rola; a nasze zadanie nie jest w tym, aby go gonić, ale żeby się w nim odnaleźć najcudowniej, najpełniej. Tak rzadko zadajemy sobie metafizyczne pytania, bo jak świat, tak i my coraz bardziej się ich boimy. Może trzeba się zatrzymać?
W każdym z nas jest energia, która uruchamia właściwie, z sensem nasze działania. Drzemią w nas siły, które nakierują nas na dobre wybory, trzeba je jednak odkryć i z nimi współpracować. Zawsze są do wykonania sprawy mniejsze i sprawy większe, pilne i bardziej pilne. Ale konieczne jest oddzielenie spraw ważnych od tych mniej ważnych, a nawet zupełnie niepotrzebnych, dokonywanie mądrych wyborów. Nie zapominajmy w tym wszystkim o udziale w nich Pana Boga. W końcu czas i siły do pracy nie są tym, czym dysponujemy tylko my sami, lecz czym rozporządza Bóg w nas. Pozwolenie Bogu na to dysponowanie jest wyrazem ludzkiego posłuszeństwa i pokory.
Rozpoczął się kolejny rok w naszym życiu. Przed każdym z nas znak zapytania, jaki on będzie i czy ujrzymy jego koniec? Planujmy, oczekujmy z chrześcijańską nadzieją na realizację naszych marzeń i planów, oczekujmy dobra, które sami będziemy siać wokół siebie. Liczy się bowiem każde dobre słowo, przyjazny gest, dobry uczynek. One to nakładając się na siebie tworzą dobro tego świata.
Mija kolejny rok. Czy podarowaliśmy go Bogu i ludziom, czy może zmarnowaliśmy wiele czasu i okazji przez swój egoizm i lenistwo? Jako ludzie wierzący otrzymaliśmy nadzieję w osobie Chrystusa i Jego naukę. To On wyznacza nam drogę. Spoglądając z nadzieją w stronę Betlejemskiego Żłóbka oddajmy Dzieciątku wszystkie sprawy naszego codziennego życia na każdy kolejny dzień.
Zofia Bury
„Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie”.
Słowa Ewangelii czytane w noc Bożego Narodzenia przywołują na nowo dobrze znaną nam scenerię z Betlejem. To Syn Boży staje pomiędzy nami, przyszedł szukać każdego z nas.
Wiele jest scen w Biblii, w przypowieściach o szukaniu człowieka przez Boga. Pan Jezus chce nas wszystkich zaprowadzić do domu Ojca, abyśmy z Nim przeżywali pełnię radości i szczęścia. W tym Dziecku leżącym w żłobie jest dla nas ratunek. On chce nam dać samego siebie, bo „Zechciał bowiem (Bóg), aby w Nim zamieszkała cała Pełnia” (Kol 1, 19). Jeśli mamy Boga, mamy wszystko. On jest Pokojem, Chlebem, Prawdą, Życiem.
- Popatrzmy w jak rażącej sprzeczności z duchowym bogactwem betlejemskiego żłóbka stoi życie dzisiejszego świata – pisze ks. Antoni Czaja SCJ. –Ustawicznie prowadzone wojny, atmosfera zastraszania, brak zaufania i niepewność; niezgoda i waśnie na każdym szczeblu życia społecznego ( z rodzinnym włącznie); dokuczliwa nędza ludzi na całych połaciach globu ziemskiego; brak poszanowania dla praw człowieka, ustawodawstwo dające możliwość pozbawiania życia nienarodzonych; ogromne wysiłki utrudniające czy wręcz uniemożliwiające dzieciom, aby pod kierunkiem rodziców wzrastały wzorem Jezusa „w łasce i mądrości u Boga i u ludzi”.
Źródłem tragedii jest fakt, że Jezus od dwóch tysięcy lat jest z nami, ale jak kiedyś, tak i dziś nie ma dla Niego miejsca w gospodzie, nie ma miejsca pośród ludzi.-
Nie tylko nie ma miejsca pośród ludzi, wyrzuca się Go z naszych serc, z domów usuwa wszystko, co z Nim związane. Zaczyna się walczyć, a nawet wprost prześladować tych, którzy się do Niego przyznają. Chrześcijaństwo staje się dziś religią wstydu dla wielu ludzi, przysłowiowym „chłopcem do bicia”. Atakuje się wprost kościoły, kapłanów, szydzi z przedmiotów kultu. Bluźnierstw wobec wszystkiego co dla nas święte dokonują nawet takie instytucje, które winny uczyć miłości i piękna, uposażać w wyższe uczucia i wartości człowieczeństwa (sztuka, teatry, kina).
Kto dziś pomoże odnaleźć zagubione człowieczeństwo tak wielu z nas?
W przeżywaniu czasu Bożego Narodzenia towarzyszy nam Dzieciątko leżące w żłobie, które ciągle zabiega o nas, o nasze serca, o naszą miłość do Niego i ludzi. Zabiega o poszanowanie życia i dziecięcej niewinności tak dziś zagrożonej.
Współczesny człowiek w szukaniu wyjścia z poplątanych sytuacji życiowych, zadufany w siłę własnego rozumu, sprytu, umiejętności, nie wierzy w istnienie życiodajnej Oazy, którą jest Jezus Chrystus narodzony w Betlejem. A przecież nie trzeba Go specjalnie szukać. Wystarczy otworzyć szeroko oczy, aby zobaczyć, że cały świat jest pełen Jego obecności i mądrości.
Trzeba nam się mocno uniżyć i pochylić nad żłóbkiem betlejemskim, aby zrozumieć Tajemnicę Bożego Narodzenia. Trzeba stać się prostym, małym i wrażliwym jak dziecko, aby odkryć całą prawdę o narodzeniu Boga. Wtedy Jego nauki i wskazania przenikną wszystkie dziedziny naszego życia i będą natchnieniem dla każdego ludzkiego działania.
Zofia Bury
Słowa Ewangelii czytane w noc Bożego Narodzenia przywołują na nowo dobrze znaną nam scenerię z Betlejem. To Syn Boży staje pomiędzy nami, przyszedł szukać każdego z nas.
Wiele jest scen w Biblii, w przypowieściach o szukaniu człowieka przez Boga. Pan Jezus chce nas wszystkich zaprowadzić do domu Ojca, abyśmy z Nim przeżywali pełnię radości i szczęścia. W tym Dziecku leżącym w żłobie jest dla nas ratunek. On chce nam dać samego siebie, bo „Zechciał bowiem (Bóg), aby w Nim zamieszkała cała Pełnia” (Kol 1, 19). Jeśli mamy Boga, mamy wszystko. On jest Pokojem, Chlebem, Prawdą, Życiem.
- Popatrzmy w jak rażącej sprzeczności z duchowym bogactwem betlejemskiego żłóbka stoi życie dzisiejszego świata – pisze ks. Antoni Czaja SCJ. –Ustawicznie prowadzone wojny, atmosfera zastraszania, brak zaufania i niepewność; niezgoda i waśnie na każdym szczeblu życia społecznego ( z rodzinnym włącznie); dokuczliwa nędza ludzi na całych połaciach globu ziemskiego; brak poszanowania dla praw człowieka, ustawodawstwo dające możliwość pozbawiania życia nienarodzonych; ogromne wysiłki utrudniające czy wręcz uniemożliwiające dzieciom, aby pod kierunkiem rodziców wzrastały wzorem Jezusa „w łasce i mądrości u Boga i u ludzi”.
Źródłem tragedii jest fakt, że Jezus od dwóch tysięcy lat jest z nami, ale jak kiedyś, tak i dziś nie ma dla Niego miejsca w gospodzie, nie ma miejsca pośród ludzi.-
Nie tylko nie ma miejsca pośród ludzi, wyrzuca się Go z naszych serc, z domów usuwa wszystko, co z Nim związane. Zaczyna się walczyć, a nawet wprost prześladować tych, którzy się do Niego przyznają. Chrześcijaństwo staje się dziś religią wstydu dla wielu ludzi, przysłowiowym „chłopcem do bicia”. Atakuje się wprost kościoły, kapłanów, szydzi z przedmiotów kultu. Bluźnierstw wobec wszystkiego co dla nas święte dokonują nawet takie instytucje, które winny uczyć miłości i piękna, uposażać w wyższe uczucia i wartości człowieczeństwa (sztuka, teatry, kina).
Kto dziś pomoże odnaleźć zagubione człowieczeństwo tak wielu z nas?
W przeżywaniu czasu Bożego Narodzenia towarzyszy nam Dzieciątko leżące w żłobie, które ciągle zabiega o nas, o nasze serca, o naszą miłość do Niego i ludzi. Zabiega o poszanowanie życia i dziecięcej niewinności tak dziś zagrożonej.
Współczesny człowiek w szukaniu wyjścia z poplątanych sytuacji życiowych, zadufany w siłę własnego rozumu, sprytu, umiejętności, nie wierzy w istnienie życiodajnej Oazy, którą jest Jezus Chrystus narodzony w Betlejem. A przecież nie trzeba Go specjalnie szukać. Wystarczy otworzyć szeroko oczy, aby zobaczyć, że cały świat jest pełen Jego obecności i mądrości.
Trzeba nam się mocno uniżyć i pochylić nad żłóbkiem betlejemskim, aby zrozumieć Tajemnicę Bożego Narodzenia. Trzeba stać się prostym, małym i wrażliwym jak dziecko, aby odkryć całą prawdę o narodzeniu Boga. Wtedy Jego nauki i wskazania przenikną wszystkie dziedziny naszego życia i będą natchnieniem dla każdego ludzkiego działania.
Zofia Bury